niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 5 "Duch"

Razem z Cerise wracałyśmy po lekcjach do domu. Szłyśmy przez park nie odzwyając się. U mnie było to normalne, ale brunetka zatopiona we własnych myślach... Cóż, powiedzmy, że to nigdy nie kończyło się dobrze. Zmierzyłam ją badawczym spojrzeniem.
- Co jest? - Zapytała wyrwana z letargu.
- Zastanawiam się, co tak pochłania twoje myśli. Uznałam jednak, że poczekam, aż sama mi powiesz. - Odparłam wbijając wzrok w jakiś punkt daleko przed nami.
- Obiecałam chłopakowi ze szkoły sportowej, że spotkam się z nim po lekcjach. Ma mi pokazać, jak gra, a później mamy zagrać one on one.
- Dobrze się składa. Ja idę spotkać się z chłopakiem z liceum botanicznego, który czasami wpada do klubu ogrodników. - Cerise się zatrzymała. - Coś nie tak?
- Ty... - Spoglądała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- To nie to, o czym myślisz. Ja nie jestem taka, jak Ty.
- Ej! Nie ma nic złego w kręceniu z facetami.
- Masz rację. Zmienianie ich, jak rękawiczki jest złe.
- Co ja Ci poradzę. - Uśmiechnęła się zadziornie. - Po pewnym czasie stają się nudni.
- Nie przewiduję stabilizacji w twoim życiu. - Westchnęłam.
- A komu ona potrzebna? - Zaśmiała się.
Kwadrans później byłyśmy już z powrotem. W domu tylko się przebrałyśmy – błękitnooka założyła sportowe spodenki i koszulkę, a ja czarne leginsy i przydługą bluzkę, które spokojnie mogłam upaprać ziemią. Rozdzieliłyśmy się na dziedzińcu.
- Jestem. - Zakomunikowałam podchodząc do pochylonego nad astrami chłopaka.
- Cieszę się, że się przebrałaś. - Uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z mojego doboru ubrań. - Nie skończyłem jeszcze podlewać kwiatów. Jeżeli nie jesteś w klubie ogrodników przez przypadek, to powinnaś być w stanie mi powiedzieć w jakiej kolejności trzeba je podlewać. Od najdelikatniejszych do najsilniejszych.
- Orchidee, potem lilie, a na końcu kaktusy. - Odpowiedziałam bez wahania spoglądając na niepodlane rośliny.
- Dobrze. W takim razie zaczynaj.
Rozmowa z Jade'm przychodziła mi łatwo. Nie znałam go długo, ale czułam, że nie może być złą osobą. Żałowałam, że nie chodził do naszego liceum. Spędzanie czasu z zielonowłosym sprawiało, że czułam się zrelaksowana. Jakbym odnalazła bratnią duszę.
Niestety, wszystko, co piękne, szybko się kończy. Nim się obejrzałam doszła siedemnasta i Jade musiał się zbierać. Pomogłam dopiąć wszystko na ostatni guzik i razem opuściliśmy teren szkoły. Poszłam z chłopakiem na przystanek.
- To ja powinienem odprowadzać Ciebie, a nie Ty mnie. - Westchnął.
- Tak, ale ja nie jadę autobusem. Przejdę przez park i jestem w domu.
- Och, to nie daleko.
- Pięć minut.
- Możesz spojrzeć się w moją stronę? - Przekręciłam głowę w bok. Kwiat, który trzymał w dłoni, wpiął mi w włosy. - Idealnie.
- Tak sądzisz?
- Dokładnie tak.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym nadjechał autobus. Pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Kiedy szłam przez park moich uszu dobiegł śmiech Cerise. Popatrzałam ze zdziwieniem w bok. Brunetka z szerokim uśmiechem na ustach siłowała się z psem, a obok stał szkolny buntownik również susząc zęby na wietrze. Postanowiłam się nie wtrącać. Trzy minuty później byłam na miejscu.
Moja przyjaciółka wróciła dopiero przed dwudziestą. Zmęczona, zapewne po długiej zabawie z czworonogiem, ale zadowolona. Błękitnooka miała słabość do dużych psów – każdy jej ulegał i słuchał, nie ważne, jak początkowo był wrogi i agresywny. Po reprymendzie od właścicielki – w końcu nie zjadła obiadu – i szybkim prysznicu padła wycieńczona na łóżko.
- Jestem wykończona. - Jęknęła. - Ale nie żałuję. Fajnie było.
- Mówisz o spotkaniu z Dajanem czy Kastielem?
- Skąd wiesz? - Zapytała unosząc się na łokciach. - Ach, pewnie widziałaś nas w parku. Cóż, odpowiadając na twoje pytanie, mówię o obu. Dajan dość szybko musiał się zwijać, ale ma rewelacyjny styl gry! Ciężko było dotrzymać mu kroku, ale nie dałam mu wygrać. Skończyło się remisem dziesięć do dziesięciu. Później ktoś do niego zadzwonił i to był koniec. Gdy wracałam do domu, było mniej więcej wpół do piątej. Wtedy spotkałam naszego buntownika na spacerze z Demonem. Jego pies jest genialny!
Przestałam słuchać. Naprawdę lubiłam Cerise, ale czasami potok słów wylewający się z jej ust był powalająco długi. W końcu jednak skończyła, założyła słuchawki na uszy i odpłynęła do swojego świata. Ja postanowiłam przemieścić się do biblioteki. Upewniłam się, że jestem sama i zasiadłam przed fortepianem. Podniosłam klapę i z namaszczeniem przejechałam palcami po klawiszach. Zatopiłam się w mojej duszy i pozwoliłam przejąć jej władzę. Osiągnęłam stan, w który pozwalał mi na absolutne złączenie z moimi pragnieniami i emocjami, które uwolnione od wszelkich utrzymujących ich łańcuchów i barier ujawniały się w melodii.
Kolejny dzień. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do nowego miejsca. A tu się okazuję, że jedyna osoba, którą wcześniej znałam, poza Cerise, zmienia szkołę. Kentin złapał nas zaraz po przekroczeniu progu budynku szkoły. Szczerze żałowałam, że odchodził. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonów.
- No nie przesadzaj. - Przewróciła oczami brunetka. - Wiem, że go lubiłaś, ale bez przesady. Nie byłaś w nim zakochana.
- Mimo to, szkoda. Teraz poza tobą nie ma tu nikogo, kogo znałabym dłużej, niż tydzień.
- Słońce, poza mną nikogo nie potrzebujesz! - Objęła mnie przyjacielsko za ramię. - Nie smutaj. Na pocieszenie coś Ci później pokażę.
- Tylko nie narób sobie kłopotów.
- Spoko, nikt mnie nie nakryje.
- Cerise! - Oburzyłam się.
- To nie będzie nic poważnego, obiecuję.
- Nie w tym rzecz. - Westchnęłam.
Nie drążyłam jednak tematu. Wiedziałam, że błękitnooka i tak zrobi, co chce. Weszłyśmy do klasy, gdzie zebrały się już dziewczyny gorączkowo o czymś dyskutując. Zaintrygowana brunetka od razu do nich podeszła, a ja podążyłam za nią.
- To był duch! - Mówiła z przejęciem Violetta.
- Duch? - Powtórzyła sceptycznie Cerise. - Wybacz, że Cię rozczaruję, ale coś takiego jak duchy nie istnieje.
Wtedy też razem z Iris zrelacjonowała, jak zostały do późna w szkole na prośbę pana Frazowskiego. Gdy skończyły segregować dokumenty i opuściły już salę z klatki schodowej dobiegły ich dziwne dźwięki. Kiedy jednak chciały o sprawdzić niespodziewanie hałasy ucichły, a przed nimi pojawił się jakiś przerażający cień. Potem uciekły.
- Podsumowując: zostałyście do późna, usłyszałyście dziwne dźwięki z klatki schodowej, pojawił się cień, a potem uciekłyście. - Iris i Violetta wyraźnie się zmieszały. - Wybaczcie dziewczyny, ale nie kupuję tego. - Moja przyjaciółka nie miała litości.
- Mogło się wam wydawać. Było już późno, a wtedy wyobraźnia podsuwa różne myśli do głowy. - Powiedziałam widząc, jak się we mnie wpatrują.
Zwróciły swoje spojrzenia na Kim, ostatnią deskę ratunku, ale ta również pokręciła przecząco głową. Rudowłosa i Violetta wymieniły zrezygnowane spojrzenia.
- Skoro tak się upieracie, to coś musi być na rzeczy. - Stwierdziła po chwili ciszy. - Co powiesz na mały wywiad, Marcelle?
- Nie jestem zachwycona, ale samej Cię nie puszczę. - Westchnęłam.
- To ustalone. - Uśmiechnęła się szeroko. - Jutro już wszystko będzie jasne.
Spojrzałam się na nią nieprzekonana. Podskórnie czułam, że nie jest to coś, w co koniecznie powinnyśmy się mieszać. Mimo to poczułam dreszczyk emocji. Zapowiadało się na ciekawą przygodę.

2 komentarze:

  1. Z Cerise niezła flirciara :) dwie randki pod rząd :) Marcelle gra na fortepianie? Jestem zachwycona. I mam nadzieję, że niedługo wprowadzisz Lysandra. :)
    A więc podsumowując ten rozdział:
    Cerise 10/10
    Marcelle 10,9/10 (za ten fortepian xdd)
    reszta: bosko 10/10
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! Jeszcze jedno! Gdzie mój przytulas, bo zapomniałam się upomnieć?! :)

      Usuń