Razem z Cerise
wracałyśmy po lekcjach do domu. Szłyśmy przez park nie odzwyając
się. U mnie było to normalne, ale brunetka zatopiona we własnych
myślach... Cóż, powiedzmy, że to nigdy nie kończyło się
dobrze. Zmierzyłam ją badawczym spojrzeniem.
- Co jest? -
Zapytała wyrwana z letargu.
- Zastanawiam się,
co tak pochłania twoje myśli. Uznałam jednak, że poczekam, aż
sama mi powiesz. - Odparłam wbijając wzrok w jakiś punkt daleko
przed nami.
- Obiecałam
chłopakowi ze szkoły sportowej, że spotkam się z nim po lekcjach.
Ma mi pokazać, jak gra, a później mamy zagrać one on one.
- Dobrze się
składa. Ja idę spotkać się z chłopakiem z liceum botanicznego,
który czasami wpada do klubu ogrodników. - Cerise się zatrzymała.
- Coś nie tak?
- Ty... -
Spoglądała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- To nie to, o czym
myślisz. Ja nie jestem taka, jak Ty.
- Ej! Nie ma nic
złego w kręceniu z facetami.
- Masz rację.
Zmienianie ich, jak rękawiczki jest złe.
- Co ja Ci poradzę.
- Uśmiechnęła się zadziornie. - Po pewnym czasie stają się
nudni.
- Nie przewiduję
stabilizacji w twoim życiu. - Westchnęłam.
- A komu ona
potrzebna? - Zaśmiała się.
Kwadrans później
byłyśmy już z powrotem. W domu tylko się przebrałyśmy –
błękitnooka założyła sportowe spodenki i koszulkę, a ja czarne
leginsy i przydługą bluzkę, które spokojnie mogłam upaprać
ziemią. Rozdzieliłyśmy się na dziedzińcu.
- Jestem. -
Zakomunikowałam podchodząc do pochylonego nad astrami chłopaka.
- Cieszę się, że
się przebrałaś. - Uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z
mojego doboru ubrań. - Nie skończyłem jeszcze podlewać kwiatów.
Jeżeli nie jesteś w klubie ogrodników przez przypadek, to powinnaś
być w stanie mi powiedzieć w jakiej kolejności trzeba je podlewać.
Od najdelikatniejszych do najsilniejszych.
- Orchidee, potem
lilie, a na końcu kaktusy. - Odpowiedziałam bez wahania spoglądając
na niepodlane rośliny.
- Dobrze. W takim
razie zaczynaj.
Rozmowa z Jade'm
przychodziła mi łatwo. Nie znałam go długo, ale czułam, że nie
może być złą osobą. Żałowałam, że nie chodził do naszego
liceum. Spędzanie czasu z zielonowłosym sprawiało, że czułam się
zrelaksowana. Jakbym odnalazła bratnią duszę.
Niestety, wszystko,
co piękne, szybko się kończy. Nim się obejrzałam doszła
siedemnasta i Jade musiał się zbierać. Pomogłam dopiąć wszystko
na ostatni guzik i razem opuściliśmy teren szkoły. Poszłam z
chłopakiem na przystanek.
- To ja powinienem
odprowadzać Ciebie, a nie Ty mnie. - Westchnął.
- Tak, ale ja nie
jadę autobusem. Przejdę przez park i jestem w domu.
- Och, to nie
daleko.
- Pięć minut.
- Możesz spojrzeć
się w moją stronę? - Przekręciłam głowę w bok. Kwiat, który
trzymał w dłoni, wpiął mi w włosy. - Idealnie.
- Tak sądzisz?
- Dokładnie tak.
Jeszcze chwilę
porozmawialiśmy, po czym nadjechał autobus. Pożegnałam się z
chłopakiem i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Kiedy szłam
przez park moich uszu dobiegł śmiech Cerise. Popatrzałam ze
zdziwieniem w bok. Brunetka z szerokim uśmiechem na ustach siłowała
się z psem, a obok stał szkolny buntownik również susząc zęby
na wietrze. Postanowiłam się nie wtrącać. Trzy minuty później
byłam na miejscu.
Moja przyjaciółka
wróciła dopiero przed dwudziestą. Zmęczona, zapewne po długiej
zabawie z czworonogiem, ale zadowolona. Błękitnooka miała słabość
do dużych psów – każdy jej ulegał i słuchał, nie ważne, jak
początkowo był wrogi i agresywny. Po reprymendzie od właścicielki
– w końcu nie zjadła obiadu – i szybkim prysznicu padła
wycieńczona na łóżko.
- Jestem
wykończona. - Jęknęła. - Ale nie żałuję. Fajnie było.
- Mówisz o
spotkaniu z Dajanem czy Kastielem?
- Skąd wiesz? -
Zapytała unosząc się na łokciach. - Ach, pewnie widziałaś nas w
parku. Cóż, odpowiadając na twoje pytanie, mówię o obu. Dajan
dość szybko musiał się zwijać, ale ma rewelacyjny styl gry!
Ciężko było dotrzymać mu kroku, ale nie dałam mu wygrać.
Skończyło się remisem dziesięć do dziesięciu. Później ktoś
do niego zadzwonił i to był koniec. Gdy wracałam do domu, było
mniej więcej wpół do piątej. Wtedy spotkałam naszego buntownika
na spacerze z Demonem. Jego pies jest genialny!
Przestałam
słuchać. Naprawdę lubiłam Cerise, ale czasami potok słów
wylewający się z jej ust był powalająco długi. W końcu jednak
skończyła, założyła słuchawki na uszy i odpłynęła do swojego
świata. Ja postanowiłam przemieścić się do biblioteki. Upewniłam
się, że jestem sama i zasiadłam przed fortepianem. Podniosłam
klapę i z namaszczeniem przejechałam palcami po klawiszach.
Zatopiłam się w mojej duszy i pozwoliłam przejąć jej władzę.
Osiągnęłam stan, w który pozwalał mi na absolutne złączenie z
moimi pragnieniami i emocjami, które uwolnione od wszelkich
utrzymujących ich łańcuchów i barier ujawniały się w melodii.
Kolejny dzień.
Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do nowego miejsca. A tu się
okazuję, że jedyna osoba, którą wcześniej znałam, poza Cerise,
zmienia szkołę. Kentin złapał nas zaraz po przekroczeniu progu
budynku szkoły. Szczerze żałowałam, że odchodził. Na koniec
wymieniliśmy się numerami telefonów.
- No nie
przesadzaj. - Przewróciła oczami brunetka. - Wiem, że go lubiłaś,
ale bez przesady. Nie byłaś w nim zakochana.
- Mimo to, szkoda.
Teraz poza tobą nie ma tu nikogo, kogo znałabym dłużej, niż
tydzień.
- Słońce, poza
mną nikogo nie potrzebujesz! - Objęła mnie przyjacielsko za ramię.
- Nie smutaj. Na pocieszenie coś Ci później pokażę.
- Tylko nie narób
sobie kłopotów.
- Spoko, nikt mnie
nie nakryje.
- Cerise! -
Oburzyłam się.
- To nie będzie
nic poważnego, obiecuję.
- Nie w tym rzecz.
- Westchnęłam.
Nie drążyłam
jednak tematu. Wiedziałam, że błękitnooka i tak zrobi, co chce.
Weszłyśmy do klasy, gdzie zebrały się już dziewczyny gorączkowo
o czymś dyskutując. Zaintrygowana brunetka od razu do nich
podeszła, a ja podążyłam za nią.
- To był duch! -
Mówiła z przejęciem Violetta.
- Duch? -
Powtórzyła sceptycznie Cerise. - Wybacz, że Cię rozczaruję, ale
coś takiego jak duchy nie istnieje.
Wtedy też razem z
Iris zrelacjonowała, jak zostały do późna w szkole na prośbę
pana Frazowskiego. Gdy skończyły segregować dokumenty i opuściły
już salę z klatki schodowej dobiegły ich dziwne dźwięki. Kiedy
jednak chciały o sprawdzić niespodziewanie hałasy ucichły, a
przed nimi pojawił się jakiś przerażający cień. Potem uciekły.
- Podsumowując:
zostałyście do późna, usłyszałyście dziwne dźwięki z klatki
schodowej, pojawił się cień,
a potem uciekłyście. - Iris i Violetta wyraźnie się zmieszały. -
Wybaczcie dziewczyny, ale nie kupuję tego. - Moja przyjaciółka nie
miała litości.
-
Mogło się wam wydawać. Było już późno, a wtedy wyobraźnia
podsuwa różne myśli do głowy. - Powiedziałam
widząc, jak się we mnie wpatrują.
Zwróciły
swoje spojrzenia na Kim, ostatnią
deskę ratunku, ale ta
również pokręciła przecząco głową. Rudowłosa i Violetta
wymieniły zrezygnowane spojrzenia.
- Skoro tak się upieracie, to coś musi być na rzeczy. -
Stwierdziła po chwili ciszy. - Co powiesz na mały wywiad, Marcelle?
- Nie jestem zachwycona, ale samej Cię nie puszczę. - Westchnęłam.
-
To ustalone. - Uśmiechnęła się szeroko. - Jutro
już wszystko będzie jasne.
Spojrzałam się na
nią nieprzekonana. Podskórnie czułam, że nie jest to coś, w co
koniecznie powinnyśmy się mieszać. Mimo to poczułam dreszczyk
emocji. Zapowiadało się na ciekawą przygodę.
Z Cerise niezła flirciara :) dwie randki pod rząd :) Marcelle gra na fortepianie? Jestem zachwycona. I mam nadzieję, że niedługo wprowadzisz Lysandra. :)
OdpowiedzUsuńA więc podsumowując ten rozdział:
Cerise 10/10
Marcelle 10,9/10 (za ten fortepian xdd)
reszta: bosko 10/10
Czekam na nexta!
A! Jeszcze jedno! Gdzie mój przytulas, bo zapomniałam się upomnieć?! :)
Usuń