poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 2 "Szkolne kluby"

Ważna informacja: teksty pisane kursywą oznaczają, że postacie mówią po angielsku. Głównie tyczy sięto Marcelle i Cerise. Dlaczego kursywa, zamiast angielskiego? Nie wszyscy mówią rozumieją angielski, a przecież nie będę ganiała moich czytelników do tłumacza - zwłaszcza, że nie sprawdzają się one najlepiej. To tyle.
Zapraszam do czytania~~

~*~

Pan Frazowski skończył opowiadać o systemie oceniania i oddał głos głównemu gospodarzowi. Wtedy też do pomieszczenia wparował czerwonowłosy chłopak. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest buntownikiem. Zerknęłam w bok na Cerise. Nie zainteresowana otoczeniem słuchała muzyki z telefonu i grała na wyciągniętej z torby konsoli, nie usłyszała więc trzaśnięcia drzwi. Ponownie przeniosłam wzrok na przód sali.
- Raczyłeś pojawić się w szkole i to z samego rana. Jak miło. - Zakpił blondyn. - Szkoda tylko, że lekcja zaraz się skończy.
- To dla Ciebie zaszczyt, że w ogóle tu przyszedłem, lizusie.
Złotooki poczerwieniał na twarzy i chyba nawet chciał coś powiedzieć, jednak odpuścił. Prawdopodobnie jednak to jego pozycja w szkole i ilość świadków były jedynymi hamulcami. Buntownik zajął miejsce w ostatniej ławce pod oknem i zupełnie olewając gniewne spojrzenie głównego gospodarza wbił swoje spojrzenie za okno.
- Nataniel, ogłoszenie! - Przypomniała mu ściszonym głosem dziewczyna, z którą zwykle siedział w pierwszej ławce.
- Tak, już. Dziękuję, Melanio. - Odchrząknął. - Dyrektora pragnie przypomnieć wszystkim o obowiązku zapisania się do przynajmniej jednego klubu. Jeśli ktoś nie przyłączy się do żadnego, dyrektorka sama przydzieli was do tego, w którym znajdzie się miejsce. To wszystko. Dziękuję za uwagę. - Zakończył, po czym usiadł do swojej ławki.
Chwilę później rozległ się dzwonek. Uczniowie zaczęli opuszczać klasę. Kastiel, bo tak właśnie miał na imię czerwonowłosy chłopak, wychodząc popchnął blondyna „niechcący” zahaczając swoim ramieniem o jego. Ten w odpowiedzi posłał mu lodowate spojrzenie.
- Spina mięzy lizusem, a buntownikiem. Jakie to oklepane. - Westchnęła brunetka wrzucając wyłączoną konsolę do torby. - Musimy porozmawiać z panem doskonałym, prawda?
- Tak. - Przytaknęłam przerzucając swoją przez ramię. - W sprawie klubów. Większość pójdzie pewnie do tych samych, co rok temu. My jednak jesteśmy nowe, dlatego nie wiemy, jakie są, ani w których znajdziemy wolne miejsca.
Wyszłyśmy z klasy na cel obierając pokój gospodarzy. W środku nie zastałyśmy jednak Nataniela. Jak uprzejmie wyjaśniła nam szatynka, blondyn musiał załatwić coś jeszcze z dyrektorką i musiałyśmy poczekać. Wróciła do swojego stanowiska przy kserokopiarce, co jakiś czas rzucając nam ukradkowe spojrzenia.
- Czy my wyglądamy jak kosmici? - Zapytała zirytowana Cerise.
- To nic niezwykłego, że jest ciekawa. - Zauważyłam.
- Patrzy na nas, jak na rzadkie okazy w zoo. - Burknęła w odpowiedzi.
Zaśmiałam się cicho. Brunetka celowo użyła angielskiego, chcąc w ten sposób przekazać dziewczynie, jak ta ją irytuje. Mimo tego, że angielski brytyjski w pewnym stopniu różni się od amerykańskiej wersji, Melania zrozumiała naszą krótką wymianę zdań. Zarumieniła się zawstydzona i wbiła wzrok w swoje ręce. Błękitnooka uśmiechnęła się wrednie, z zadowoleniem. Pokręciłam głową. Nie rozumiałam satysfakcji, jaką moja przyjaciółka czerpała z dopiekania innym. Wtedy też do pomieszczenia wszedł główny gospodarz.
- W czym mogę wam pomóc? - Zapytał, gdy tylko nas zobaczył.
- Jesteśmy tu w sprawie klubów. - Odpowiedziałam szybko widząc, że Cerise ma złośliwą uwagę na końcu języka. - Masz może jakąś listę?
- Oczywiście. - Uśmiechnął się. Pogrzebał chwilę w szafce i wyciągnął z niej jedną kartkę. - W tym roku nie mają powstać żadne nowe kółka, także to powinny być wszystkie. - Podał mi arkusz. - Obawiam się jednak, że wolne miejsca zostały tylko w klubie koszykówki i ogrodników.
- Nie szkodzi. Dziękuję.
Wyciągnęłam moją przyjaciółkę na korytarz, pragnąc jak najszybciej wyjść z pokoju.
- Co jest? - Zapytała, gdy wyszłyśmy na dziedziniec.
- Melania posyłała mi gromy z oczu, kiedy rozmawiałam z Natanielem. Uznałam, że im szybciej zostawimy ich samych, tym lepiej. - Zerknęłam na zadrukowaną kartkę. - Ja pójdę do klubu ogrodników. Ty pewnie wolisz koszykówkę?
- Nie lubię babrać się w ziemi. - Przytaknęła.
Rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam do ogrodu, a Cerise na salę gimnastyczną. Na miejscu rozejrzałam się z zachwytem. Rośliny były zadbane i zdrowe, kamienna ścieżka czysta, a w powietrzu czuć było delikatny zapach kwiatów. Byłam tak zauroczona tym widokiem, że w pierwszej chwili nie dostrzegłam zielonowłosego chłopaka stojącego trzy metry ode mnie.
- Cześć. Należysz do klubu ogrodników?
Wzdrygnęłam się zaskoczona.
- Nie, jeszcze nie. Ale mam zamiar się zapisać. - Odpowiedziałam odwracając się w jego stronę. - Potrzebujesz pomocy?
- Ktoś miał przyjść i zanieść kwiaty do szkoły. - Otrzepał rękawice. - Jestem Jade. Miło mi.
- Mnie również. Marcelle. - Uścisnęłam jego dłoń. - Ja mogę je zanieść.
- Naprawdę? - Uśmiechnął się. - Będę wdzięczny.
- Cieszę się, że mogę pomóc. - Odparłam odwzajemniając uśmiech. - To mimoza i fikus, prawda? - Spytałam sięgając po rośliny.
- Tak. Interesujesz się kwiatami?
- Zanim się tu przeniosłam pomagałam mojej babci opiekować się ogrodem. W międzyczasie poznałam wiele nazw różnych roślin.
- Rozumiem. - Pokiwał głową w zamyśleniu. - Wybacz, ale muszę wracać do pracy. Liczę na Ciebie. - Dodał i odszedł w stronę szklarni.
Wyszłam z ogrodu i skierowałam się do szkoły. Po drodze natknęłam się na Cerise, która rozglądała się wokół. Podeszłam do niej z uniesionymi brwiami.
- Zgubiłaś coś?
- Co? Nie. Szukam piłek do kosza. - Odgarnęła kosmyk kruczoczarnych włosów z twarzy. - A Ty? Po co Ci te kwiaty?
- Mam je zanieść do szkoły. - Odparłam. - Idę. Muszę jeszcze znaleźć dla nich miejsce.
- Pewnie. Do później.
Weszłam do budynku. Zdecydowałam, że najpierw zaniosę kwiaty do sali, gdzie wczoraj miałam lekcję wychowawczą. Zostawiłam tam mimozę. Fikusa postanowiłam zanieść do pokoju gospodarzy. W środku wciąż był Nataniel z Melanią.
- Witaj znowu. Co Cię sprowadza? - Zapytał blondyn rzucając roślinie nieufne spojrzenie.
- Przyniosłam fikusa, żeby nieco ożywić wnętrze. - Postawiłam go na parapecie. - Melanio, mogłabyś go doglądać?
- Pewnie. - Dziewczyna się rozluźniła. - Pasuje tu.
- Też tak uważam. - Uśmiechnęłam się lekko. - Wybaczcie, ale teraz dołączę do Cerise.
Pożegnaliśmy się i wróciłam na korytarz. Tam wpadłam na Kentina.
- Och, wybacz. Nie uważałam.
- N-nic się nie stało. - Zarumienił się. - Widziałaś już całą szkołę, Marcelle?
- Nie, nie widziałam.
- Ja już byłem wszędzie. - Uśmiechnął się szeroko. - Oprowadzić Cię?
- Może innym razem. Właśnie szukałam Cerise. Widziałeś ją może?
- Ostatnio zbierała piłki do koszykówki. - Odparł. - A właśnie, Marcelle, jaki wybrałaś klub? Koszykówki czy ogrodników? Ja ogrodników.
- Ja również. Jak wiesz, lubię rośliny. - Kątem oka uchwyciłam znajomą skórzaną kurtkę. - Chyba widziałam Cerise. Wybacz, pogadamy innym razem.
Oddaliłam się szybkim krokiem. Lubiłam Kentina, był naprawdę miłym chłopakiem, ale czasami nieco się narzucał. Znalazłam moją zgubę na dziedzińcu. Rozmawiała z tym czerwonowłosym chłopakiem. Gdy mnie zauważyła pożegnała się z nim i ruszyła w moim kierunku. Oczy jej lśniły.
- Zdarzyło się coś przyjemnego? - Zapytałam podejrzliwie.
- Kastiel pokazał mi widok z dachu. - Odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Niesamowity! Następnym razem Ci pokażę!

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Powiedziałam sceptycznie marszcząc brwi. - Musi mieć klucze, a nie sądzę, by miał je od dyrektorki.

2 komentarze:

  1. Awww "zdarzyło się coś przyjemnego?" :) super! Melanie ciskająca gromy... ogólnie rozdzialik genialny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marcelle i Cerise wspaniale się uzupełniają. Ich dialogi są boskie. Jade mi się spodobał. Szkoda, że takiego chłopaka nie ma w domu. Dbał by mi o kwiatki xD

    OdpowiedzUsuń