środa, 30 lipca 2014

Rozdział 10 "Skłócona para"

Przypominam, że dialogi pisane kursywą oznaczają, że bohaterowie porozumiewają się po angielsku! Proszę, nie zapominajcie o tym :)

*

- Dobrze dziewczynki, popływajcie trochę z deską do miejsca, w którym dotykacie jeszcze dna, a ja pójdę do reszty klasy.
Violetta skinęła głową, a ja wzruszyłam ramionami. Mnie to było obojętne. Popłynęłam pierwsza. Niestety, trochę się rozpędziłam i kiedy chciałam stanąć, by odwrócić się w drugą stronę poczułam, że nie sięgam dna. Rzuciłam fioletowłosej poddenerwowane spojrzenie przez ramię.
- Potrzebujesz pomocy?
Lysander tak mnie zaskoczył, że gdyby mnie nie złapał ześlizgnęłabym się z deski. Spojrzałam się na niego z wdzięcznością.
- Jeśli to nie kłopot, to podprowadź mnie kawałek, proszę. Mniej więcej do tego słupa. - Skinęłam głową na metalowy pręt.
- To żaden problem. - Zapewnił.
Pomógł mi podpłynąć do miejsca, gdzie mogłam oprzeć stopy o dno.
- Dziękuję. - Mruknęłam nieco zmieszana.
- Nie ma za co.
Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym odpłynął w stronę Kastiela i Cerise, którzy właśnie się o coś sprzeczali. Na moją twarz wpłynął rozbawiony uśmiech. Pomyślałam wtedy, że ta dwójka naprawdę dobrze się dogaduje, choć pewnie żadne z nich się do tego nie przyzna.
Basen w końcu się skończył, więc wszyscy udali się do szatni. Później autobus szkolny zawiózł nas do szkoły. Mokre rzeczy mogliśmy wywiesić w pustej sali bez konkretnego przeznaczenia. Gdy już to zrobiłam razem z brunetką zmierzałam do sali, w której miałyśmy mieć matematykę, wtedy jednak wpadła na nas złotooka dziewczyna. Miała piękne, śnieżnobiałe włosy sięgające kolan, długie kozaki i ładną sukienkę stylizowaną na mundurek szkolny.
- Patrzcie, jak chodzicie! - Syknęła.
- Hej, to Ty biegłaś na oślep! - Odparowała błękitnooka.
- Wina leży po obu stronach. - Wtrąciłam się. - Przepraszamy, powinnyśmy bardziej uważać. Wszystko w porządku?
- Tak. Przepraszam, masz rację. - Westchnęła. - To też moja wina. To przez to... - Głos się jej załamał, a oczy zaszły łzami.
Spojrzałam się znacząco na moją przyjaciółkę. Ona nie nadawała się do pocieszania innych. Ta od razu zrozumiała, skinęła krótko głową i poszła przodem. Ja zaś położyłam rękę na ramieniu dziewczyny w pocieszającym geście.
- Chcesz porozmawiać?
- Tak. - Chlipnęła.
Poprowadziłam ją do pustej sali i posadziłam na krześle.
- Moje imię to Marcelle. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Jak brzmi twoje?
- Rozalia.
- W takim razie, Rozalio, co się stało?
Białowłosa pokrótce opowiedziała mi o swojej miłości i ich ostatniej sprzeczce. Zaciskała nerwowo palce na materiale sukienki nie spoglądając mi w oczy, póki nie skończyła. Potem wlepiła we mnie swoje oczęta godne nagrody nobla w dziedzinie niewinnych i pokrzywdzonych przez los.
- Myślę, że nie okazuje Ci swoich uczuć, bo nie wie, jak powinien je wyrazić. - Powiedziałam w końcu widząc, że czeka na moją opinię. - Powinnaś z nim o tym porozmawiać.
- Nie. Nie tym razem. - Pokręciła szybko głową. - Zawsze to ja pierwsza wyciągam rękę. Ale dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Trochę mi lepiej.
- Jeśli będziesz jeszcze potrzebowała się zwierzyć, chętnie Ci pomogę. - Zapewniłam.
- Och! - Zakrzyknęła zaskoczona. - Przyszedł pod szkołę!
Odwróciłam się w stronę okna i ujrzałam wysokiego bruneta stojącego na dziedzińcu. Wyglądał na niepewnego i zdenerwowanego. Przeniosłam swoje spojrzenie na dziewczynę.
- I co teraz? - Zapytałam. - Jeśli Ty nie chcesz z nim porozmawiać, ja mogę to zrobić. Posłużę Ci za pośrednika. - Zaproponowałam.
- Naprawdę? Dziękuję. - Uścisnęła mnie.
- Dobrze, to idę.
Wyszłam z sali i skierowałam się do wyjścia z budynku. Na ławce siedział Kastiel z Lysandrem, byli jednak zbyt zajęci, by mnie dostrzec. Co ciekawe, nigdzie nie widziałam Cerise. Odgoniłam jednak rozpraszające mnie myśli o podeszłam bezpośrednio do chłopaka Rozali.
- Witaj. Jestem Marcelle, koleżanka Rozalii.
- Witaj. Widziałaś ją może?
- Tak, jednak ona nie chce z tobą rozmawiać. Twierdzi, że nie okazujesz jej swoich uczuć. - Uważnie obserwowałam jego twarz.
- Tak, ja... - Zawahał się. - Nie wiem, co powinienem zrobić. - Westchnął.
- Okazywanie uczuć nie jest łatwe, ale bardzo ważne. Jeśli nie potrafisz bezpośrednio powiedzieć jej, że ją kochasz, udowadniaj jej swoją miłość w inny sposób. Gdy jesteście razem trzymaj ją za rękę, przytulaj ją często, napisz czasami smsa. Te proste, małe rzeczy dają dużo radości. - Uśmiechnęłam się zachęcająco. - Ale najpierw musimy przekonać Rozalię, żeby do Ciebie wyszła. Masz już jakiś pomysł?
- Niestety nie.
- Postaram się coś wymyślić, ale Ty też pomyśl. - Spojrzałam się na zegarek. - Muszę już iść, zaraz mam lekcje. Przyjdę na następnej przerwie, za czterdzieści pięć minut. Wciąż tu będziesz, czy zamierzasz wrócić do sklepu?
- Nie pójdę stąd, dopóki nie porozmawiam z Rozalią. - Odparł. - Dziś nie otworzyłem sklepu. - Dodał ponownie wzdychając.
- W takim razie do następnego spotkania...
- Leo. Mam na imię Leo.
- Do zobaczenia później, Leo.
Odeszłam kierując się w stronę budynku szkoły. W trakcie lekcji wpadłam na pewien pomysł. Gdy klasa wyszła na przerwę ja zostałam w swojej ławce i wyciągnęłam swój notes. Z tyłu zawsze miałam kilka ozdobnych kartek i kopert listowych. Swoją drogą, bardzo lubiłam pisać listy. Szkoda, że wyszły z mody. Pochyliłam się więc nad kremową kartką z piórem w ręce i rozmyślałam nad wierszem, który Leo mógłby podarować swojej dziewczynie. Wtedy też do sali wszedł Lysander. W pierwszej chwili przystanął zaskoczony moją obecnością w pomieszczeniu.
- Nie odrobiłaś pracy domowej? - Spytał.
- Nie, skąd. Staram się wymyślić wiersz, który twój brat mógłby podarować Rozali.
- Leo? - Zdumiał się. - Znasz mojego brata?
- Wpadłam dziś po basenie na zapłakaną Rozalię. Ona powiedziała mi, kim jest i o ich sprzeczce. Zaś Leo przyszedł pod szkołę chcąc porozmawiać ze swoją dziewczyną, tyle że ona nie ma ochoty się z nim spotkać. Teraz staram się im pomóc. - Wyjaśniłam. - Pomyślałam, że wiersz to niegłupi pomysł. Choć to nieco przestarzała forma przeprosin. - Uśmiechnęłam się
- Pomogę Ci. - Zaoferował podsuwając sobie krzesło.
Po kilku minutach krótki poemat było gotowy.
- Dziękuję. - Schowałam pióro i mój notatnik do torby. - Teraz pójdę spotkać się z Leo.
- Cieszę się, że są jeszcze dziewczyny, które nie myślą tylko o sobie. - Oznajmił znienacka.
- Mówisz o Amber? - Spytałam z rozbawieniem.
- Między innymi. - Zaśmiał się.
Szybko pożegnałam się z chłopakiem i poszłam na spotkanie z jego bratem. Po krótkiej wymianie zdań doszliśmy do wniosku, że ostatecznie i tak ja muszę wręczyć list Rozali, bo chłopak nie może wejść na teren szkoły nie będąc jej uczniem. Zanim jednak poszłam Leo dał mi również bukiet białych róż mówiąc, że to ulubione kwiaty jego dziewczyny. Pochwaliłam jego tok myślenia i z ów fantami udałam się na poszukiwania białowłosej. Znalazłam ją na klatce schodowej.
- To od twojego chłopaka. - Powiedziałam podając dziewczynie obie rzeczy. - Wiesz, on naprawdę się stara. Może jest nieco nieporadny w przekazywaniu swoich uczuć, ale widać, że bardzo mu na tobie zależy. Mam nadzieję, że między wami się ułoży.
Dziewczyna wzruszona kiwnęła tylko głową zabierając się za otwieranie koperty. Chwilę później, gdy stałam już pod salą razem z moją przyjaciółką, widziałam złotooką pędzącą w stronę szkolnej bramy z szerokim uśmiechem na ustach.

3 komentarze:

  1. Ojejku!
    Niech Lysio i Marcelle porozmawiaja kiedys ze soba tak dluzej albo cos
    Sa tacy podobni <3
    Wg czekam na dalszy ciag tego watku pomyslu taty Marcelle
    I moze czasem moglabys zrobic cos takiego, ze bylaby historia oczami Cerise
    Ale to tylko takie wolne propozycje
    Czekam na NEXT!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ^^
    W sprawie tego pomysłu Taty Marcelle... Zgodzę się z przedmówcą.
    Mam wrażenie, że Marcelle i Lysio się w sobie zakochają >///<
    *Ja i moje skojarzenia =.=*
    Czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń