Ważna informacja: teksty pisane kursywą oznaczają, że postacie mówią po angielsku. Głównie tyczy sięto Marcelle i Cerise. Dlaczego kursywa, zamiast angielskiego? Nie wszyscy mówią rozumieją angielski, a przecież nie będę ganiała moich czytelników do tłumacza - zwłaszcza, że nie sprawdzają się one najlepiej. To tyle.
Zapraszam do czytania~~
~*~
Pan Frazowski
skończył opowiadać o systemie oceniania i oddał głos głównemu
gospodarzowi. Wtedy też do pomieszczenia wparował czerwonowłosy
chłopak. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest buntownikiem.
Zerknęłam w bok na Cerise. Nie zainteresowana otoczeniem słuchała
muzyki z telefonu i grała na wyciągniętej z torby konsoli, nie
usłyszała więc trzaśnięcia drzwi. Ponownie przeniosłam wzrok na
przód sali.
- Raczyłeś
pojawić się w szkole i to z samego rana. Jak miło. - Zakpił
blondyn. - Szkoda tylko, że lekcja zaraz się skończy.
- To dla Ciebie
zaszczyt, że w ogóle tu przyszedłem, lizusie.
Złotooki
poczerwieniał na twarzy i chyba nawet chciał coś powiedzieć,
jednak odpuścił. Prawdopodobnie jednak to jego pozycja w szkole i
ilość świadków były jedynymi hamulcami. Buntownik zajął
miejsce w ostatniej ławce pod oknem i zupełnie olewając gniewne
spojrzenie głównego gospodarza wbił swoje spojrzenie za okno.
- Nataniel,
ogłoszenie! - Przypomniała mu ściszonym głosem dziewczyna, z
którą zwykle siedział w pierwszej ławce.
- Tak, już.
Dziękuję, Melanio. - Odchrząknął. - Dyrektora pragnie
przypomnieć wszystkim o obowiązku zapisania się do przynajmniej
jednego klubu. Jeśli ktoś nie przyłączy się do żadnego,
dyrektorka sama przydzieli was do tego, w którym znajdzie się
miejsce. To wszystko. Dziękuję za uwagę. - Zakończył, po czym
usiadł do swojej ławki.
Chwilę później
rozległ się dzwonek. Uczniowie zaczęli opuszczać klasę. Kastiel,
bo tak właśnie miał na imię czerwonowłosy chłopak, wychodząc
popchnął blondyna „niechcący” zahaczając swoim ramieniem o
jego. Ten w odpowiedzi posłał mu lodowate spojrzenie.
- Spina mięzy
lizusem, a buntownikiem. Jakie to oklepane. - Westchnęła brunetka
wrzucając wyłączoną konsolę do torby. - Musimy porozmawiać z
panem doskonałym, prawda?
- Tak. -
Przytaknęłam przerzucając swoją przez ramię. - W sprawie klubów.
Większość pójdzie pewnie do tych samych, co rok temu. My jednak
jesteśmy nowe, dlatego nie wiemy, jakie są, ani w których
znajdziemy wolne miejsca.
Wyszłyśmy z klasy
na cel obierając pokój gospodarzy. W środku nie zastałyśmy
jednak Nataniela. Jak uprzejmie wyjaśniła nam szatynka, blondyn
musiał załatwić coś jeszcze z dyrektorką i musiałyśmy
poczekać. Wróciła do swojego stanowiska przy kserokopiarce, co
jakiś czas rzucając nam ukradkowe spojrzenia.
- Czy my
wyglądamy jak kosmici? - Zapytała zirytowana Cerise.
- To nic
niezwykłego, że jest ciekawa. -
Zauważyłam.
- Patrzy na nas,
jak na rzadkie okazy w zoo. -
Burknęła w odpowiedzi.
Zaśmiałam się cicho. Brunetka celowo użyła angielskiego, chcąc
w ten sposób przekazać dziewczynie, jak ta ją irytuje. Mimo tego,
że angielski brytyjski w pewnym stopniu różni się od
amerykańskiej wersji, Melania zrozumiała naszą krótką wymianę
zdań. Zarumieniła się zawstydzona i wbiła wzrok w swoje ręce.
Błękitnooka uśmiechnęła się wrednie, z zadowoleniem. Pokręciłam
głową. Nie rozumiałam satysfakcji, jaką moja przyjaciółka
czerpała z dopiekania innym. Wtedy też do pomieszczenia wszedł
główny gospodarz.
- W czym mogę wam pomóc? - Zapytał, gdy tylko nas zobaczył.
- Jesteśmy tu w sprawie klubów. - Odpowiedziałam szybko widząc,
że Cerise ma złośliwą uwagę na końcu języka. - Masz może
jakąś listę?
- Oczywiście. - Uśmiechnął się. Pogrzebał chwilę w szafce i
wyciągnął z niej jedną kartkę. - W tym roku nie mają powstać
żadne nowe kółka, także to powinny być wszystkie. - Podał mi
arkusz. - Obawiam się jednak, że wolne miejsca zostały tylko w
klubie koszykówki i ogrodników.
- Nie szkodzi. Dziękuję.
Wyciągnęłam moją przyjaciółkę na korytarz, pragnąc jak
najszybciej wyjść z pokoju.
- Co jest? - Zapytała, gdy wyszłyśmy na dziedziniec.
- Melania posyłała mi gromy z oczu, kiedy rozmawiałam z
Natanielem. Uznałam, że im szybciej zostawimy ich samych, tym
lepiej. - Zerknęłam na zadrukowaną kartkę. - Ja pójdę do klubu
ogrodników. Ty pewnie wolisz koszykówkę?
- Nie lubię babrać się w ziemi. - Przytaknęła.
Rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam do ogrodu, a Cerise na salę
gimnastyczną. Na miejscu rozejrzałam się z zachwytem. Rośliny
były zadbane i zdrowe, kamienna ścieżka czysta, a w powietrzu czuć
było delikatny zapach kwiatów. Byłam tak zauroczona tym widokiem,
że w pierwszej chwili nie dostrzegłam zielonowłosego chłopaka
stojącego trzy metry ode mnie.
- Cześć. Należysz do klubu ogrodników?
Wzdrygnęłam się zaskoczona.
- Nie, jeszcze nie. Ale mam zamiar się zapisać. - Odpowiedziałam
odwracając się w jego stronę. - Potrzebujesz pomocy?
- Ktoś miał przyjść i zanieść kwiaty do szkoły. - Otrzepał
rękawice. - Jestem Jade. Miło mi.
- Mnie również. Marcelle. - Uścisnęłam jego dłoń. - Ja mogę
je zanieść.
- Naprawdę? - Uśmiechnął się. - Będę wdzięczny.
- Cieszę się, że mogę pomóc. - Odparłam odwzajemniając
uśmiech. - To mimoza i fikus, prawda? - Spytałam sięgając po
rośliny.
- Tak. Interesujesz się kwiatami?
- Zanim się tu przeniosłam pomagałam mojej babci opiekować się
ogrodem. W międzyczasie poznałam wiele nazw różnych roślin.
- Rozumiem. - Pokiwał głową w zamyśleniu. - Wybacz, ale muszę
wracać do pracy. Liczę na Ciebie. - Dodał i odszedł w stronę
szklarni.
Wyszłam z ogrodu i skierowałam się do szkoły. Po drodze natknęłam
się na Cerise, która rozglądała się wokół. Podeszłam do niej
z uniesionymi brwiami.
- Zgubiłaś coś?
- Co? Nie. Szukam piłek do kosza. - Odgarnęła kosmyk
kruczoczarnych włosów z twarzy. - A Ty? Po co Ci te kwiaty?
- Mam je zanieść do szkoły. - Odparłam. - Idę. Muszę jeszcze
znaleźć dla nich miejsce.
- Pewnie. Do później.
Weszłam do budynku. Zdecydowałam, że najpierw zaniosę kwiaty do
sali, gdzie wczoraj miałam lekcję wychowawczą. Zostawiłam tam
mimozę. Fikusa postanowiłam zanieść do pokoju gospodarzy. W
środku wciąż był Nataniel z Melanią.
- Witaj znowu. Co Cię sprowadza? - Zapytał blondyn rzucając
roślinie nieufne spojrzenie.
- Przyniosłam fikusa, żeby nieco ożywić wnętrze. - Postawiłam
go na parapecie. - Melanio, mogłabyś go doglądać?
- Pewnie. - Dziewczyna się rozluźniła. - Pasuje tu.
- Też tak uważam. - Uśmiechnęłam się lekko. - Wybaczcie, ale
teraz dołączę do Cerise.
Pożegnaliśmy się i wróciłam na korytarz. Tam wpadłam na
Kentina.
- Och, wybacz. Nie uważałam.
- N-nic się nie stało. - Zarumienił się. - Widziałaś już całą
szkołę, Marcelle?
- Nie, nie widziałam.
- Ja już byłem wszędzie. - Uśmiechnął się szeroko. -
Oprowadzić Cię?
- Może innym razem. Właśnie szukałam Cerise. Widziałeś ją
może?
- Ostatnio zbierała piłki do koszykówki. - Odparł. - A właśnie,
Marcelle, jaki wybrałaś klub? Koszykówki czy ogrodników? Ja
ogrodników.
- Ja również. Jak wiesz, lubię rośliny. - Kątem oka uchwyciłam
znajomą skórzaną kurtkę. - Chyba widziałam Cerise. Wybacz,
pogadamy innym razem.
Oddaliłam się szybkim krokiem. Lubiłam Kentina, był naprawdę
miłym chłopakiem, ale czasami nieco się narzucał. Znalazłam moją
zgubę na dziedzińcu. Rozmawiała z tym czerwonowłosym chłopakiem.
Gdy mnie zauważyła pożegnała się z nim i ruszyła w moim
kierunku. Oczy jej lśniły.
- Zdarzyło się coś przyjemnego? - Zapytałam podejrzliwie.
- Kastiel pokazał mi widok z dachu. - Odpowiedziała z szerokim
uśmiechem. - Niesamowity! Następnym razem Ci pokażę!
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Powiedziałam
sceptycznie marszcząc brwi. - Musi mieć klucze, a nie sądzę, by
miał je od dyrektorki.
Awww "zdarzyło się coś przyjemnego?" :) super! Melanie ciskająca gromy... ogólnie rozdzialik genialny :)
OdpowiedzUsuńMarcelle i Cerise wspaniale się uzupełniają. Ich dialogi są boskie. Jade mi się spodobał. Szkoda, że takiego chłopaka nie ma w domu. Dbał by mi o kwiatki xD
OdpowiedzUsuń