Królewska krew

To opowiadanie zupełnie nie nawiązujące do głównego!

          Chyba idzie się domyślić już po samym wstępie, ale tak na wszelki wypadek lepiej to powiedzieć (czy, jak w tym wypadku, napisać).
          Gatunek: fantasy, romans, dramat
          Ostrzeżenia: drastyczne opisy przemocy, czasami o podłożu seksualnym

Bohaterowie


Król Charles


Księżniczka Lea


Książę Gabriel


Księżniczka Madeleine


Król Laurent


Księżniczka Claudine
(główna bohaterka)


Książę Nicolaus


Król Raphael


Księżniczka Veronique


Księżniczka Eve & Książę Mathias
(bliźniaki)

Cz. 1
Data dodania: 03.08.14 r.

W dziewiątym wymiarze, na planecie otoczonej milionami gwiazd, istniał tylko jeden ląd. Ziemią tą władali trzej królowie kolejno od najstarszego do najmłodszego – Charles, Laurent i Raphael. Każdy z królów pochodził z jednego z trzech długowiecznych rodów, których godności dawno już zapomniano i nikt nie był w stanie ich sobie przypomnieć. Jednak członkowie królewskich rodzin posiadali wyjątkowe aury, dlatego też wszyscy wiedzieli, kto należy do jednego z trzech królewskich rodów, a kto nie. Osoby pochodzące z tych niezwykłych rodów byli wielbieni i czczeni przez lud, a w zamian oni rządzili krajem, by panowała w nim sprawiedliwość, ład i porządek. Było jednak jedno ale: członkowie tych wspaniałych rodów bardzo rzadko opuszczali tereny swoich zamków. Był jednak dawny spór, wskutek którego królowie porozumiewali się wyłącznie poprzez pośredników. W końcu jednak nadszedł taki dzień, kiedy królowie postanowili zakopać topór wojenny. Na znak zgody wybudowali pośrodku kontynentu wspólny zamek, w którym zamieszkali wszyscy trzej wraz ze swoimi dziećmi. Wtedy też najmłodsi z królewskiego potomstwa osiągnęli piętnaście wiosen.

*

- Siostro, gdzie jesteś? - Po bibliotece poniósł się głos Nicolausa.
- Przy wyjściu na taras, bracie.
W zamyśleniu przyglądałam się beztrosko szybującym po niebie ptakom. Pomyślałam wtedy, że te stworzenia dostąpiły tak niesamowitego zaszczytu, jaką była możliwość podziwiania naszego pięknego kraju z niemożliwych dla nas do osiągnięcia wysokości. Odwróciłam wzrok dopiero, kiedy chłopak stanął dwa metry ode mnie.
- Ojciec pragnie nas widzieć.
- Cóż za niespodzianka. - Prychnęłam. - Chodźmy zatem. Nie możemy pozwolić, by na nas czekał. Nieprawdaż?
W ciszy udaliśmy się do jego prywatnej komnaty. Stał przy oknie obserwując flagę powiewającą na jednej z wierz. Zdobił ją złączony z trzech, od tego dnia wspólny herb trzech króli, stworzony na znak pokoju wraz z dniem, w którym ukończono budowę wspólnego zamku. Również wyjrzałam za okno i westchnęłam w duchu. Przybyliśmy zaledwie wczoraj, mimo to już czułam się obca w moim nowym domu. Ojciec nigdy nie utrzymywał z nami ciepłych kontaktów – wręcz przeciwnie, był tyranem. Wymagał, nie dając nic w zamian. Gdybym nie miała brata, zapewne pogrążyłabym się w swojej samotności.
- Jesteśmy, zgodnie z twoją wolą, ojcze. - Powiedzieliśmy jednocześnie, gdy wkroczyliśmy do pomieszczenia.
- Dobrze. - Powoli obrócił się w naszą stronę. - Teraz razem pójdziemy do sali tronowej, gdzie spotkamy się z pozostałymi królami. Zachowujcie się, jak na królewskie potomstwo przystało. - Zmrużył oczy. - Niech każdy wasz ruch będzie perfekcyjny.
- Tak jest, ojcze. - Ponownie odezwaliśmy się w tym samym czasie.
- Świetnie. Zatem ruszajmy.
Pierwszy wyszedł z komnaty. W milczeniu udaliśmy się za nim. Na salę tronową kroczyliśmy równo z pozostałymi królami. Wszystko zostało idealnie dopracowane, co do milimetra, co do sekundy. Nadszedł czas na przedstawienie nas sobie nawzajem. Pierwszy odezwał się najstarszy z obecnych.
- Jam jest król Charles. - Pokłonił się lekko. - To zaś moje dzieci. Najstarsza Lea, następnie Gabriel i najmłodsza Madeleine.
Każde z nich po kolei krótko pochyliło głowy.
- Zwę się król Laurent. - Odezwał się nasz ojciec, również delikatnie się kłaniając. - A to moje potomstwo. Starsza Claudine i młodszy Nicolaus.
- Jestem król Raphael. - Został już tylko ostatni z władców. Niemniej, jako najmłodszy, nie ustępował kroku pozostałym. - Moje dzieci to kolejno Veronique oraz bliźnięta Eve i Mathias.
Po formalnym zapoznaniu zasiedliśmy przy stole. Służący wnieśli pięknie pachnące i wyglądające potrawy, od których chwilę później drewniany mebel aż się uginał. W ciszy skonsumowaliśmy pierwszy posiłek. Po nim mogliśmy porozmawiać. Krolowie wdali się w dyskusję na temat praw, jakie miały obowiązywać po zawarciu sojuszu. To jednak nie wystarczyło, by całkowicie pochłonąć uwagę ojca. Sprawdzał nas, co rusz obrzucając badawczym spojrzeniem.
- Ile wiosen chodzicie po tej cudownej ziemi? - Spytała srebrnowłosa wodząc swoim spojrzeniem to w jedną, to w drugą stronę, jakby nie chcąc stracić żadnego z nas z pola widzenia.
- Dwadzieścia. - Odparła najstarsza z potomstwa króla Charlesa. - Gabriel dziewiętnaście, zaś Madeleine osiemnaście.
- Siedemnaście. - Oznajmiłam odzywając się jako druga, zgodnie z kolejnością ustaloną uprzednio przez naszych ojców. - Nicolaus szesnaście.
- Osiemnaście. - Rzekła córka króla Raphaela. - Zaś moje rodzeństwo, Eve i Mathias, piętnaście.
- Może przejdziemy się po ogrodach, nim służba poda deser? - Zaproponował syn króla Charlesa. - Jest piękna pogoda, szkoda było by to zmarnować.
- Wyśmienity pomysł, Gabrielu! - Ucieszyła się jego młodsza siostra. - Czy wszystkim odpowiada ten pomysł?
Nie musiałam nawet spoglądać w bok, by wiedzieć, że Nicolaus pragnie jak najszybciej uciec od natarczywego spojrzenia ojca, więc jedynie skinęłam twierdząco głową. Również dzieci króla Raphaela nie mieli nic przeciwko.
- Za pozwoleniem, wasze wysokości. - Wtrąciła się w dyskusję króli najstarsza z nas, Lea. - Pragniemy zwiedzić królewskie ogrody. Czy uzyskujemy zgodę?
- Nie widzę przeszkód. - Odparł jej ojciec.
Chwilę później najmłodszy z króli również wyraził swoją aprobatę. W końcu, z pewnym ociąganiem, mój ojciec skinął powoli głową. Cicho podnieśliśmy się z miejsc i opuściliśmy pomieszczenie wychodząc na świeże powietrze. Powoli zagłębiliśmy się w kręte korytarze z żywopłotu znikając królom z oczu. Kiedy to nastąpiło srebrnowłose rodzeństwo jednocześnie odetchnęło z wyraźną ulgą.
- Nareszcie! - Jęknęła dziewczyna. - Niemal udusiłam się w tych formalnościach!
- Sztywna atmosfera była ciężka do zniesienia. - Zawtórował jej brat bliźniak.
- Zgadzam się. - Westchnął Nicolaus. - Ojciec przewiercał nas swoim spojrzeniem przy każdej możliwej okazji. - Dodał zwracając się bezpośrednio do mnie.
W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. Bo co mogłam powiedzieć? Nasz ojciec to tyran, ale tylko w stosunku do rodziny. Przed oczami stanęła mi twarz matki, zanim zmarła. Zacisnęłam usta w wąską linię czując napływające ponure wspomnienia. Zerknęłam na brata, który wdał się w dyskusję z bliźniakami i odetchnęłam cicho. Dobrze, że on tego nie widział.
- Zdaje się, że coś Cię trapi. - Powiedziała Veronique. - Może powiesz, co się dzieje?
- Jeśli tylko będziemy mogli, z chęcią Ci pomożemy. - Dorzuciła się Madeleine.
- Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. - Zapewniłam. - To coś, z czym muszę poradzić sobie sama. Jednak znalazłaby się jedna taka rzecz, o którą chciałabym was prosić.
- Mów śmiało. - Odezwała się Lea.
- Chrońcie Nicolausa. - Powiedziałam przyglądając się, jak razem z Eve i Mathiasem się wygłupiają. - Czuję zbliżające się zagrożenie i martwię się o jego bezpieczeństwo.
Zapadła cisza między nami.
- Naturalnie, zrobimy wszystko, by ochronić twojego brata. - Zaczął powoli Gabriel. - Powiedz, co konkretnie masz na myśli mówiąc o zagrożeniu?
- Ciężko to ubrać w słowa. To coś jak przeczucie. Gdy coś złego ma się wydarzyć podskórnie to wyczuwam. - Rzekłam. - Dajmy na to, kiedy przybyli obcy z ósmego wymiaru. W ostatniej fazie, czyli na kilka minut przed samym wydarzeniem, nie mogę opanować drgawek, głowa mi pękała i zbiera się na wymioty. Tak samo było wtedy, gdy piraci odpuścili sobie ataki na porty leżące na ziemiach króla Charlesa i przerzucili się na naszego ojca. Wtedy akurat byliśmy razem z nim w delegacji w nadbrzeżnym miasteczku. Walący się strop w kościele. Zamach na balu hrabiny ze wschodu. Zawsze miałam przeczucie.
- Skąd pewność, że to nie przypadek? - Odezwała się Lea po chwili ciężkiej ciszy.
- Moja matka... - Zawahałam się. - … Nie była człowiekiem. - Dokończyłam niepewnie.
- Związki między ludźmi, a innymi istotami są zakazane! - Zakrzyknęła oburzona Veronique. - Jak twój ojciec śmiał...?!
- To tyran. Jego nie obchodzą zakazy. Dba o lud, bo bez niego nie mógłby być władcą. - Prychnęłam.
- No dobrze. W takim razie kim była twoja matka? - Spytała Madeleine.
- Nimfą leśną. Więził ją w swoim zamku wykorzystując do swoich seksualnych zachcianek. - Wewnątrz mnie wezbrał gniew. - Zaraz po moich narodzinach zamknął ją w najdalszej części lochów. Potem narodził się Nicolaus. Miałam mniej więcej pięć lat, kiedy nimfa w tajemniczy sposób uciekła z lochu. Zamiast jednak uciec z zamku szukała nas. Swoich dzieci. - Głos mi zadrżał, więc zamilkłam na moment, by opanować emocje. - Gdy nas znalazła Nicolaus spał. Ucałowała go i mnie w czoło. Powiedziała, że musimy być silni i nigdy się nie złamać. Potem wdrapała się na parapet i wraz z wejściem ojca skoczyła. Na dole jednak nie było ciała. Pozostały po niej jedynie jasnoróżowe kwiaty wiśni, które chwilę potem rozwiał wiatr. - Odetchnęłam głęboko. - Nicolaus nie wie nic o tym do dziś. Proszę, nie mówcie mu. Nie chcę dokładać zmartwień na jego barki.
- Jak myślisz, jakie niebezpieczeństwo nadchodzi na te ziemie? - Zapytał brunet przypatrując mi się uważnie.
- Nie wiem. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Wiem tylko, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. A tej zdecydowanie więcej będzie po naszej stronie.

Cz. 2
Data dodania: 04.08.14 r.

Pół godziny później wróciliśmy do jadalni, gdzie wciąż obradowali królowie. Usiadłam na swoim miejscu starając się nie spoglądać w stronę ojca. Wiedziałam, że każdy mój błąd będzie surowo karany. Nawet źle odłożony widelec na talerz groził chłostą. Śmieszne, prawda? Królewskie dziecko karane chłostą za najdrobniejszy błąd. O tym Nicolaus również nie wiedział, gdyż wszystkie jego „występki” brałam na siebie. Dlatego też nigdy nie nosiłam sukni z odkrytymi plecami – blizny i bandaże nie zrobiły by dobrego wrażenia.
- Pragniemy wam coś zakomunikować. - Odezwał się król Charles. - Aby umocnić zawarty między nami, trzema władcami, zawarty pokój ustaliliśmy, że czworo wkrótce stanie przed ołtarzem. - Atmosfera mocno się zagęściła. - Ceremonia odbędzie się już w przyszłym miesiącu. Będzie to podwójny ślub, który również wzmocni sojusz.
- Jakie będą pary, ojcze? - Zapytała Lea, choć żadne z nas nie chciało znać odpowiedzi.
- Za porozumieniem z królem Raphaelem związkiem małżeńskim połączymy Gabriela i Veronique. - Oznajmił brunet ignorując pełne gniewu i niedowierzania spojrzenie syna.
- Drugą parą będzie Nicolaus i Eve, również za porozumieniem z królem Raphaelem. - Odezwał się ojciec.
Mój brat gwałtownie wciągnął powietrze do płuc. Nie trzeba było na niego patrzeć, by wiedzieć, jak bardzo nie podobała mu się zaistniała sytuacja. Chwyciłam jego rękę pod stołem utrzymując w ryzach. Widziałam, jak mięśnie jego szczęki się napinają. Mierząc ojca rozzłoszczonym spojrzeniem zacisnął palce na mojej dłoni.
- Wiemy, że to dla was przykre, jest to jednak konieczne. - Przemówił król Raphael. - Proszę, nie miejcie nam tego za złe. Teraz możecie odejść.
Nic nie mówiąc wyszliśmy z pomieszczenia. Początkowo żadne z nas nie wiedziało, gdzie idziemy. Nikt też nie powiedział byśmy szli razem. Ostatecznie jednak cała nasza ósemka wylądowała w bibliotece, by chwilę później przenieść się na taras.
- Niewiarygodne! - Burzył się Gabriel. - Ojciec nigdy tak nie postępował! Co w niego wstąpiło, że podjął taką decyzję?
- Też nie mogę w to uwierzyć! - Krzyknęła oburzona Eve kręcąc głową z niedowierzaniem, wskutek czego jej srebrne włosy latały na przemian to w jedną, to w drugą stronę.
- Ojciec nigdy taki nie był! - Poparł bliźniaczkę Mathias.
- Teraz władzę dzierżą trzej władcy, nie tylko nasz ojciec. - Odpowiedziała Lea. - Każdy z królów chce mieć pewność, że pozostali go nie oszukają. A najskuteczniejszą formą takowej pewności jest związek małżeński pomiędzy potomkami. I mimo tego, że nasz ojciec nigdy nie podejmował za nas takowych decyzji, teraz był do tego zmuszony.
- Nie zgadzam się. - Wysyczał mój brat. - To nie tak, że mam coś do Ciebie, Eve, nie mogę jednak pogodzić się taką decyzją naszych ojców.
- Tak naprawdę opór nie ma żadnego znaczenia, prawda, siostro? - Odezwała się Madeleine. - Nie macie wyboru. Spójrzcie na to jednak z innej strony. Te małżeństwa zostaną tu, na zamku. Nawet, gdy Mathias wyjdzie za mąż zostanie tu, razem z wami. Jednak ja, Lea i Claudine wraz z wydaniem nas za mąż opuścimy to miejsce. Będziemy zmuszone do zamieszkania z naszymi, jak na razie nie wybranymi, partnerami. - Szatynka westchnęła przeciągle. - To przykry obowiązek królewskich potomków. Im szybciej się z tym pogodzimy, tym lepiej.
- Nie poznaję Cię, siostro. - Syn króla Charlesa wyglądał na zwiedzonego. - Zawsze byłaś przeciwna takim działaniom.
- I wciąż jestem. Nic jednak nie możemy zrobić, by było inaczej. - Odparowała.
Zapadła chwila ciszy. W końcu mój brat wbił we mnie swoje spojrzenie.
- A Ty co o tym myślisz, Claudine? Nie odezwałaś się ani słowem od opuszczenia jadalni.
Wszystkie spojrzenia padły na moją osobę, ja jednak się nie odezwałam. W milczeniu analizowałam wszystko, co dotąd usłyszałam. W końcu odwróciłam swoje spojrzenie od powoli ciemniejącego nieba i wbiłam wzrok w Nicolausa.
- Obawiam się, że nic nie możemy zrobić, bracie. - Odparłam cicho. - Sądzę też, że obecna sytuacja ma również swoje plusy. Wiesz z kim przyjdzie Ci wspólnie żyć...
- Mówisz tak, bo to nie Ty wychodzisz za mąż! - Warknął, zaraz jednak w jego oczach odmalowała się skrucha. - Przepraszam. Ja nie to chciałem... Ja... - Bezradnie zacisnął usta w wąską linię usiłując zatrzymać szalejące wewnątrz niego emocje.
- W porządku. - Uśmiechnęłam się lekko. - Wiem, że nie chciałeś na mnie nakrzyczeć. Wybaczam Ci. - Położyłam mu dłoń na ramieniu. - Królowie powiedzieli, że ślub odbędzie się za miesiąc. Do tego czasu wciąż wiele może się wydarzyć.
- Mówisz o czymś konkretnym? - Podchwycił Gabriel.
- Choć nie wiem, jak bardzo bym tego chciała, nie mam żadnych nowości. - Rzekłam. - Myślę, że powinniśmy odpocząć. Pójdziesz ze mną, bracie, czy wolisz zostać?
- Idę z tobą.
Grzecznie pożegnaliśmy się z pozostałymi i wróciliśmy do naszej części zamku. Rozstaliśmy się przy drzwiach naszych komnat. Czym prędzej pobiegłam do łazienki. Ledwo zdążyłam. Opadłam na kolana przed muszlą klozetową i zwróciłam wszystko, co zjadłam tego dnia. Czułam pulsujący ból w skroniach i drgawki wstrząsające ciałem. Wiedziałam. Czułam to. To „coś”, o którym mówiłam, rozpocznie się już następnego dnia.
Wstałam z marmurowej podłogi i doprowadziłam się do porządku, po czym stanęłam przed wysokim lustrem w złotej ramie. Musiałam ochronić brata. Za wszelką cenę. On musiał przetrwać. Jego życie było dla mnie najważniejsze. Ważniejsze niż moje własne.
Usłyszałam, jak drzwi do mojej komnaty się otwierają. Przyszedł. Wyszłam z łazienki na wejściu obdarzając ojca nienawistnym spojrzeniem. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się kpiąco. Nic nie mogłam mu zrobić i on o tym wiedział.
- Wiesz, początkowo król Charles chciał, by jego syn powziął za żonę Ciebie. - Rzucił, niby od niechcenia, podchodząc do barku i wyciągając z niego wysoko ceniony alkohol. - Nie mogłem jednak na to pozwolić, więc delikatnie mu zasugerowałem rozpatrzenie kandydatury Veroniqe, ponieważ wtedy by odkryli, że nie masz już swojego wianuszka, prawda? - Ciągnął niezrażony brakiem reakcji z mojej strony. - Nie cieszysz się? Nicolaus uwolni się spod moich wpływów wraz z jego zaślubinami. - Nalał trunku do szklanki i odstawił butelkę na miejsce. - Ty jednak wciąż pozostaniesz moja. Nie pozwolę Ci odejść, Claudine. - Uśmiechnął się paskudnie upijając łyk brązowej cieczy, zaraz jednak odstawił szklankę z hukiem na stolik obok. - Jesteś taka sama, jak matka. - Wysyczał zirytowany. - Nie reagujesz na nic, co Ci powiem. Mam zmienić decyzję? Chcesz się uwolnić kosztem brata?
- Nie. - Odparłam cicho. - Dziękuję Ci za taką, a nie inną decyzję, ojcze. - Pochyliłam głowę okazując tym samym moją uległość.
- Tak lepiej. - Stwierdził zadowolony ponownie sięgając po szklane naczynie. - Swoją drogą, gdzie jest Nicolaus?
- W swojej komnacie.
- W takim razie będziemy musieli być cicho. - Jego wargi wygięły się w paskudnym uśmiechu. - Lepiej się postaraj. W końcu nie chcemy, żeby twój drogi braciszek się dowiedział, co dla niego robisz, prawda?
- Tak. - Wycedziłam przez zęby utrzymując swój gniew w ryzach. - Oczywiście masz rację, ojcze. - Dodałam widząc jego minę.
- Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz.
Wypił resztę alkoholu z szklanki i rozsiadł się wygodnie w fotelu patrząc na mnie pożądliwie. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam ojca. Nienawidziłam siebie. Brzydziłam się tym, co robiłam, ale nie przestawałam. Ojciec robił ze mną, co tylko zapragnął. W zamian nie ruszał Nicolausa. Moja wolna wola za wolną wolę mojego brata.
Pamiętaj, Claudine. Nigdy nie możesz dać się złamać.
Musiałam dotrzymać obietnicy, jaką złożyłam mamie. Musiałam obronić Nicolausa. Przed ojcem. Przed światem. Przed wszelkim niebezpieczeństwem, jakie na niego czyhało. W moich oczach odmalowała się determinacja. Spojrzałam się wyzywająco prosto w oczy ojca.
- Możesz zaczynać. - Oznajmił zimno.
Z jego twarzy zniknął wyraz satysfakcji. Robił ze mną, co chciał, ale nie mógł złamać mojego ducha i mojej silnej woli. Nie odzywając się więcej ani słowem klęknęłam przed nim kładąc obie dłonie na wysokości jego bioder. Tym razem był bardziej niecierpliwy, niż zazwyczaj. Gdy tylko uznał, że jest gotowy chwycił mnie za ramię i rzucił na łóżko. Wgryzłam się w swoją rękę, by stłumić jęk bólu. Zerknęłam w bok na moje ramię i dotarło do mnie, że będę zmuszona ubrać rękawice za łokcie, by ukryć siniaki. Zaraz jednak moje myśli skupiły się na mężczyźnie, który nade mną zawisł. Brutalnie, bez skrupułów rozłożył moje nogi i zdarł z moich bioder bieliznę. Wszedł we mnie jednym ruchem, po czym zaczął agresywnie się poruszać. Krzyk tłumiłam wciąż wbijając zęby w skórę na nadgarstku. Łzy spływały po moich policzkach.
Ból za każdym razem był tak samo wszechogarniający. Ktoś, kto mówił, że można się do niego przyzwyczaić, był w dużym błędzie. A przynajmniej ta teoria nie sprawdzała się w moim przypadku. To była jednak cena, którą byłam gotowa zapłacić.
Niech to się już skończy – błagałam w myślach.
Ojciec dyszał ciężko nad moją głową. Niczym dzikie, nieoswojone zwierze, zaspokajał swoje pragnienia. W końcu opuścił moje ciało, by chwilę później pobrudzić moją pościel. Opadł z powrotem na fotel zapinając spodnie. Wydawał się zadowolony.
- Idź się umyj. - Rozkazał.
Wciąż się nie odzywając podniosłam się z łóżka i zniknęłam za drzwiami prowadzącymi do łazienki. W środku syknęłam cicho czując ból rozchodzący się z podbrzusza. Kiedy uregulowałam oddech szybko się umyłam, jak najstaranniej ścierając jego ślady. Potem wróciłam do mojej komnaty. Gdy wychodził ponownie spojrzałam się prosto w jego oczy. Z pełną pogardą. Uważałam go za nic nie wartego i to sprawiało, że pomimo takiej sytuacji czułam się jak zwycięzca.

Cz. 3
Data dodania: 05.08.14 r.

Następnego dnia, gdy tyko wyszłam z pokoju, wpadłam na Nicolausa. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie czując, jak moje serce przepełnia ciepło.
- Witaj, bracie.
- Witaj, siostro. - Przyglądał mi się uważnie. - Wczoraj coś się działo?
- Dlaczego pytasz? - Na zewnątrz zachowałam spokój, ale moja dusza drgnęła niepewnie.
- Słyszałem trzask. - Odparł.
Zmarszczyłam brwi. Trzask? Zaraz jednak przypomniałam sobie, o czym mówił. To musiało być wtedy, gdy ojciec z impetem postawił puste naczynie na barku.
- Odłożyłam szklankę nieco zbyt mocno. - Odpowiedziałam.
- Rozumiem. Idziemy?
- Tak.
Odetchnęłam w duchu z ulgą. Nicolaus wierzył w każde moje słowo, mimo to sytuacja była dość niebezpieczna. Chwilę później wkroczyliśmy do jadalni. Szybko zajęliśmy nasze miejsca, choć poza nami byli tylko królowie i księżniczka Lea. Zerknęłam w stronę władców. Wszyscy trzej wydawali się być czymś zaniepokojeni. Nawet ojciec sprawiał takie wrażenie. Spojrzałam się pytająco na najstarszą z wszystkich królewskich potomków. Ta w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Oparłam się o oparcie krzesła i zamyślona wbiłam wzrok za okno. Kilka minut później na salę wkroczyła Veronique, zaraz za nią bliźniaki, a kolejną minutę potem zjawili się również Gabriel z Madeleine. Gdy wszyscy zasiedli przy stole król Charles wstał ze swojego miejsca.
- Dziś rano przybył do nas posłaniec. - Oznajmił. - Przyniósł wiadomość, że władca ludu nimf pragnie nas odwiedzić wraz ze swoją małżonką. Wiemy już o waszej sytuacji. - Rzucił mi i Nicolausowi współczujące spojrzenie. - Ale nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze.
Skinęłam powoli głową nie rozumiejąc, o czym władca mówił. Najwyraźniej ojciec postanowił zmyślić jakąś bajeczkę na potrzeby utrzymania pokoju. Kątem oka widziałam, jak w jego oczach błysnął triumf. Tak, z pewnością wymyślił historię, która do głębi poruszyła sprawiedliwego, acz prostolinijnego króla Charlesa. Przeniosłam swoje spojrzenie na brata. Miał niepewną minę. W końcu on nie wiedział zbyt wiele. Ojciec co prawda powiedział mu, że matka była nimfą, ale milczał na temat braku jej obecności.
- Kiedy przybędą? - Spytała Lea.
- Przyjmiemy ich na obiad o godzinie szesnastej.
Potem usiadł z powrotem na krześle i dał znak, że możemy jeść. Czułam, jak pozostali co jakiś czas rzucają nam zaciekawione spojrzenia. Po posiłku puścili nas wolno. Razem z bratem udałam się do ogrodu, nad staw. Nicolaus usiadł na kamiennej ławeczce, a ja po chwili wahania do niego dołączyłam. Chłopak odezwał się dopiero po kilku minutach milczenia.
- Pamiętasz mamę? - Zapytał cicho.
- Tak.
- Jak wyglądała?
- Trochę podobna do mnie. Miała długie blond włosy sięgające za pas. Lśniące, jasnobrązowe oczy. Była dość wysoka i szczupła. Biła od niej aura dostojeństwa i pewności siebie. - Choć widziałam ją tylko raz i to wtedy, gdy uciekała przed ojcem. - Nie pamiętasz tego, ale kiedyś pocałowała Cię w czoło, gdy spałeś. - Położyłam dłoń na jego drżącym ramieniu. - Nie płacz, bracie. Jestem pewna, że teraz jest w lepszym miejscu.
Przez chwilę się nie ruszał, po chwili jednak nieco się schylił i wtulił we mnie szukając pocieszenia. Objęłam go swoimi ramionami i zaczęłam powoli gładzić po włosach. Rzadko ukazywał mi takie swoje oblicze. Starał się ukrywać swój smutek, bo nie chciał, żebym się o niego martwiła, ale ja i tak zawsze widziałam. Nawet, kiedy udawał, że nic się nie dzieje, ja po prostu go przytulałam i mówiłam, że jestem przy nim.
- Boję się. - Szepnął.
- Czego?
- Mam wrażenie, że... Że odejdziesz gdzieś daleko. Nie chcę Cię stracić, siostro.
- Jeśli odejdę, to wrócę. Nie ważne gdzie świat mnie wyrzuci, ja zawsze będę dążyć do tego, by znów stanąć na twojej drodze, bracie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Usłyszałam zbliżające się kroki kilku osób. Odsunęłam się od Nicolausa i spojrzałam w stronę, z której dobiegały mnie charakterystyczne odgłosy. Chwilę później dostrzegłam zbliżających się pozostałych królewskich potomków. Niepewnie przystanęli kilka kroków od nas odczuwając pozostałości po ciężkiej atmosferze. Eve i Mathias podeszli do nas szybkim krokiem i chwycili mojego krewniaka za nadgarstki.
- Pobaw się z nami. - Poprosiła dziewczyna.
- Może ganiany? - Dołączył się jej brat bliźniak.
- No dobra. - Uśmiechnął się zmieszany.
We trójkę oddalili się kawałek. Przez kilka minut spierali się w sprawie wyboru zabawy, w końcu jednak coś uzgodnili. Rozluźniłam się nieco widząc, jak myśli Nicolausa zepchnęły przykre sprawy na bok i skupiły się na teraźniejszości.
- Twoje przeczucie... - Odezwał się Gabriel. - … To ma związek z...?
- Owszem. Wczoraj wieczorem miałam symptomy. Dziś jest dniem, w którym wszystko się zacznie. - Odparłam. - A to znaczy, że dzisiejsza wizyta władcy nimf i jego małżonki nie skończy się dobrze. Jednak to będzie tylko początek. Do prawdziwego rozlewu krwi dojdzie później, po grze wstępnej.
- Grze wstępnej? - Powtórzyła Lea przyglądając mi się z niepokojem. - Co to oznacza?
- Zginie kilka osób z służby, może nawet ktoś z nas. To będzie jeszcze czas, w którym królowie będą mogli się wycofać. Obawiam się jednak, że tego nie zrobią. Potem będzie już tylko gorzej. Dużo gorzej.
*
Równo o szesnastej wszyscy staliśmy przy naszych krzesłach oczekując przybycia gości. Wtedy też dwuskrzydłowe drzwi się otworzyły i do pomieszczenia dostojnym, pełnym szlachetności krokiem wkroczyła para. Wraz z nimi przybyła sześcioosobowa świta. Po krótkim, lecz oficjalnym przywitaniu i przedstawieniu nas sobie nawzajem, zasiedliśmy do stołu. Po wspólnym posiłku, gdy służba zabrała brudne talerze, głos zabrał król Raphael.
- Przejdźmy do sedna, jeśli możemy. W jakiej sprawie do nas przybyliście, panie?
Brat zacisnął nerwowo dłoń na kolanie. Położyłam na niej swoją posyłając mu w zamierzeniu podnoszący na duchu uśmiech. Wydaje się, że podziałał, gdyż odwzajemnił uśmiech i zamiast ściskać materiał swoich spodni, zaczął ściskać moje palce.
- To dość delikatny temat. - Odezwał się władca ludu nimf.
- Zapewne. - Zgodził się z nim król Charles. - Jednak lepiej załatwić to raz, a dobrze.
- Naturalnie. - W rozmowę gładko włączyła się małżonka naszego gościa. - Dlatego też pragniemy przedstawić cel naszej wizyty w krótkich, rzeczowych zdaniach.
- Zgadza się. - Mężczyzna posłał żonie wdzięczny uśmiech. - Osiemnaście lat temu zaginęła nimfa z mojego ludu. Początkowo na temat porywacza wiedzieliśmy jedynie tyle, że miał ciemne, długie do pasa włosy oraz że posługiwał się batem, jako bronią. Mniej więcej sześć lat później ów nimfa zmarła.
- Skąd wiecie, że zmarła? - Wtrącił się nasz ojciec.
- Dusze nimf są ze sobą połączone w pewien specyficzny sposób, którego niestety nie da się wyjaśnić. - Odpowiedziała spokojnie nimfa. - Czujemy zarówno każde narodziny, jak i każdą śmierć naszych pobratymców. Kiedy na świecie pojawia się nowa istota z naszego gatunku wewnętrznie odczuwamy ten fakt. To uczucie, jakby słońce nagle znalazło się w ciele. Gdy zaś taka istota umiera, ogarnia nas wewnętrzny chłód. Poza tym jednak widzimy ostatnie chwile z życia zmarłego. Około minuty przed zgonem.
- To... Musi być bolesne i na swój sposób... Uciążliwe. - Stwierdził król Raphael.
- Nie jest tak źle. Mój lud jest długo żywotny. - Odparł zwięźle pan nimf. - Rzecz w tym, co widzieliśmy przed śmiercią tej nimfy. Czy raczej kogo. - Przeniósł swoje spojrzenie na Laurenta. - Widzieliśmy, jak ucieka przed tobą, królu, który to biegłeś za nią z batem w ręku. Wpadła do pokoju dzieci, ledwie zdążyła ucałować potomstwo w czoło i szepnąć kilka słów na pożegnanie, po czym wyskoczyła z otwartego okna wieży.
Poczułam, jak Nicolaus aż wyprostował się z wrażenia. Wtedy to ja mocniej zacisnęłam palce na jego ręce. Modliłam się w duchu, by zachował rozsądek i się nie odzywał. Wbił swoje spojrzenie w nasze splecione dłonie i zacisnął usta.
- To oszczerstwa. - Syknął nasz ojciec mrużąc oczy.
- Zarzucasz nam kłamstwo, królu? - Zapytała nimfa.
- Uspokójcie się, proszę. - Przemówił król Charles. - To nie pole walki.
- Oczywiście. - Natychmiast zgodził się gość. - Mamy pewną propozycję. Jako, że żadne z nas nie chce rozpamiętywać przeszłości uznaliśmy, że zaproponujemy kompromis. Jasnym jest, że ta dwójka... - Rzucił nam szybkie spojrzenie. - … Nie jest zwykłymi ludźmi. Dlatego też zamierzamy zabrać jedynie to, co należy do nas, bez tworzenia jakichkolwiek nikomu niepotrzebnych problemów.
Zapadła cisza. Nikt się nie odzywał. Nawet ptaki za oknem umilkły, jakby odczuwając napiętą atmosferę. Jedynie siłą woli powstrzymałam pogardliwe prychnięcie widząc minę ojca. Potem jednak moją uwagę podzieliłam między brata, a naszych gości. Dopiero wtedy dostrzegłam egzotyczną urodę i autorytet bijący od niepozornie na pierwszy rzut oka, wyglądających istot. Im dłużej im się przyglądałam, tym więcej podobieństw odnajdywałam między nimi, a matką.
- Nie. Ma. Mowy. - Wycedził ojciec.
- Zgadzam się z królem Laurentem. - Odparł najstarszy z władców sojuszu. - Sam nie oddałbym dzieci w ten sposób. Obawiam się również, że muszą państwo opuścić nasz zamek.

Cz. 4
Data dodania: 02.09.14 r.

- Jak sobie życzysz, królu Charlesie. Pragnę jednak was uprzedzić, że to nie jest koniec. Będziemy walczyć o dzieci naszego ludu. - Odpowiedział spokojnie władca nimf odgarniając kosmyk kruczoczarnych włosów za ucho. - Zanim wyjdziemy. - Skierował swoje spojrzenie na mnie i brata. - Przypomnijcie mi proszę, jak macie na imię?
- Claudine. - Odezwałam się mimo natarczywego spojrzenia ojca.
- Nicolaus. - Dodał po krótkiej pauzie zielonooki.
- Ja nazywam się René, zaś moja małżonka Chantal. - Uśmiechnął się. - Niedługo spotkamy się ponownie. - Rzucił krzywe spojrzenie królom. - W milszej atmosferze.
Wraz z żoną jednocześnie powstali ze swoich miejsc, po czym razem ze swoją świtą ruszył do wyjścia z pomieszczenia. Zatrzymał się jeszcze w progu i skinął władcą głową na pożegnanie. Gdy goście zniknęli z zasięgu wzroku ojca, ten gwałtownie wstał ze swojego krzesła.
- Potrzebuję chwili, by ochłonąć. - Oznajmił, po czym zniknął za jednymi z wielu drzwi prowadzących do naszej części zamku.
Ledwo zarejestrowałam jego słowa. W moich myślach rozszalał się tajfun. Mogłam uwolnić się od ojca i zabrać Nicolausa ze sobą. To była najwspanialsza wizja, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam. Zaraz jednak ogarnął mnie ponury nastrój. Nicolaus właśnie się dowiedział prawdy o ojcu. Z całą pewnością nie był tak entuzjastycznie nastawiony na zmiany, jak ja. Obrzuciłam go badawczym spojrzeniem. Siedział sztywno obok mnie wciąż zaciskając palce na mojej dłoni.
- Czy jest coś, o czym powinniśmy jeszcze wiedzieć? - Wzdrygnęłam się zaskoczona. Odwróciłam głowę i natknęłam się na spojrzenie króla Raphaela. - Bo wydaje mi się, że wszystko wciąż nie zostało powiedziane, księżniczko Claudine.
- Nie rozumiem.
- Skoro nimfa zmarła dwanaście lat temu, to oznacza, że Ty księżniczko miałaś wtedy pięć lat. - Białowłosy mężczyzna starannie dobierał słowa. - Nic nie pamiętasz z ucieczki waszej matki?
- Pamiętam, jak wpadła do komnaty... - Odpowiedziałam niechętnie. - ... I jak skoczyła.
- Jak ojciec wam to wytłumaczył?
- On nawet nie próbował tego tłumaczyć. Kiedy zapytałam uderzył mnie w twarz i zakazał rozmów na ten temat.
Mój brat wbił we mnie swoje spojrzenie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- A co miałam Ci powiedzieć? Miałeś cztery lata. I tak nic nie mogłeś zrobić.
- O tym porozmawiacie między sobą. - Wtrącił się król Charles. - Możecie wracać do swoich zajęć, dzieci.
*
Wieczorem w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła pokojówka. Dzień później na dwóch parobków pracujących przy rozładunku spadły skrzynie zabijając ich na miejscu. Z dnia na dzień coraz więcej osób ginęło. Strażnik udusił się we śnie. Kucharka poślizgnęła się na kafelkach i nadziała na tasak, który rozpłatał jej gardło. Zwiadowcę rozszarpało na strzępy dzikie stado wilków. Stajenny z niewiadomych przyczyn zajął się ogniem i spalił żywcem.
*
Moich uszu doszedł głośny trzask drzwi. Ojciec wzburzony opuścił mój pokój. Stał się brutalniejszy od wizyty nimf na zamku i z każdym wypadkiem coraz częściej tracił kontrolę. Jak zwierzę zapędzone przez drapieżnika w kozi róg.
Powiodłam spojrzeniem po odbiciu mojego ciała w lustrze. Na jego powierzchni widniały liczne blizny i siniaki, które coraz ciężej było mi ukrywać. Dodatkowo ból w podbrzuszu był jeszcze większy, niż kiedyś. Ledwo mogłam ustać na nogach.
Pół godziny później, kiedy już wyszłam z łazienki, usłyszałam pukanie do drzwi. Krzywiąc się usiadłam w fotelu i chwyciłam książkę, po czym zaprosiłam gościa do środka. Chwilę później próg przestąpił Nicolaus.
- Witaj bracie, co Cię do mnie...
- Czego chciał od Ciebie ojciec? - Zapytał zupełnie ignorując moje pytanie.
- Słucham? - Zamrugałam zaskoczona.
- Był tu niedawno. Spotkałem go przy schodach, ale wyraźnie widziałem, że wychodził z twojego pokoju. - Podszedł do mnie. - Zrobił Ci coś? Skrzywdził Cię?
- Nie, spokojnie. - Uśmiechnęłam się. - Uprzejmie mnie tylko poinformował, żebym nie uciekała, bo to mi się nie uda.
- To wszystko? - Drążył.
- Tak.
- Nie wierzę Ci.
- Dlaczego?
Wyciągnął przed siebie rękę i nim zdążyłam zareagować chwycił moje ramię. Nie byłam przygotowana na taki ruch z jego strony, przez co nie zdążyłam zacisnąć zębów i z moich ust wydobył się jęk bólu.
- To nie tak, jak myślisz. - Rzuciłam zaraz. - Ja...
- Przewróciłaś się, co? - Warknął.
Zupełnie ignorując moje protesty podciągnął rękaw mojej sukni. Jego oczy pociemniały. Spuściłam głowę czując, jak wstyd pali moje policzki.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
- Nie miałeś tego widzieć.
- Ach, czyli miałaś zamiar ukrywać to do końca życia?
- Chciałam Cię chronić! - Krzyknęłam podrywając się z miejsca. - Uch...
Ból przypomniał mi o sobie z całą mocą. Nogi się pode mną ugieły, a ja obiema rękoma objęłam się w pasie przygryzając wargę. Nie chciałam, by widział mnie w takim stanie. Przeklinałam w myślach swoją porywczość. Gdyby nie to, dowiedziałby się tylko o kilku siniakach.
- Claudine? - W jego głosie usłyszałam nutkę paniki.
Klęknął obok mnie i delikatnie złapał za ramiona. Jego twarz zastygła w wyrazie zdenerwowania i troski. Powoli wciągnęłam i wypuściłam powietrze z ust. Gdy już opanowałam reakcje swojego ciała posłałam bratu blady uśmiech.
- Nic mi nie jest.
- Jakie „nic”? Musisz iść do uzdrowiciela!
- Nie mogę.
- Dla... Ach, no tak. - Zacisnął usta w wąską linię. - Dasz radę iść?
- Tak. - Zmarszczyłam brwi. - Co zamierasz?
- Uciekniemy stąd. - Odparł. - Pójdziemy do nimf. One Ci pomogą.
- To niewykonalne. - Pokręciłam głową. - Zamek jest pilnie strzeżony. Szczególnie jego mury. Ojciec już się o to postarał.
- Ja znajdę sposób. - Pomógł mi usiąść w fotelu. - Poczekasz tu?
- Tak, pewnie.
Z zaniepokojeniem obserwowałam, jak brat znika za dębowymi drzwiami mojej komnaty. Bałam się? Nie. Ja byłam przerażona. Nie wiedziałam, co chciał zrobić. Wszystko, co robiłam do tej pory, robiłam po to, żeby to się tak nie skończyło. By Nicolaus żył w błogiej nieświadomości i nie próbował buntować się ojcu, bo to nie mogło skończyć się dobrze. Przeniosłam spojrzenie na zegar i odliczałam sekundy, dopóki nie wrócił po dziesięciu minutach. Nie sam. Z zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy spoglądałam na kolejno wchodzące do pomieszczenia osoby. Królewskie dzieci w komplecie.
- Usiądźcie. - Rzucił mój krewny, sam zaś stanął obok mnie.
Kiedy pozostali usiedli na łóżku, z takimi samymi minami, jak ja, brat zaczął mówić. Bez ogródek poinformował ich, że zamierza mnie zabrać i uciec z zamku.
- Moim najlepszym argumentem jest to. - Położył mi rękę na ramieniu i delikatnie nacisnął. Zaskoczona syknęłam z bólu. - To i to. - Podwinął mój rękaw i pokazał liczne pamiątki po spotkaniach z ojcem.
Wszyscy wpatrywali się we mnie zdumieni.
- Bił Cię? - Spytał z niedowierzaniem Gabriel.
- Nie tylko. - Odpowiedziała za mnie Lea mrużąc oczy.
- Co masz na myśli? - Nicolaus zmarszczył brwi.
- Dlaczego ciągle trzymasz się za brzuch, Claudine? - Wbiła we mnie swoje spojrzenie. - Zauważyłam to już wcześniej. Dobrze to ukrywałaś, ale czasami wymsknął Ci się cichy jęk. Często też sztywno siedzisz w trakcie posiłków starając się, by nie poruszać zbyt mocno ciałem. Myślałam, że może masz kłopoty ze zdrowiem, ale teraz wszystko jest jasne. - Niespodziewanie poderwała się ze swojego miejsca. - Niech no tylko powiem ojcu...
- Nie! - Krzyknęłam przerażona.
- Dlaczego?
- Ojciec ma go w garści. Król Charles nic nie zrobi.
- Ona ma rację. - Przyznała Madeleine. - Musiałaś zauważyć.
- Tak, to prawda. - Lea z powrotem usiadła na moim łóżku.
- Czekaj, o czym wy mówicie? - Zdenerwował się zielonowłosy. - Dlaczego trzymasz się za brzuch, siostro?
Zapadła chwila ciszy. Ja odwróciłam głowę i nerwowo zacisnęłam dłonie na materiale sukni. Nie mogłam mu powiedzieć, te słowa nie mogły wydobyć się z moich ust. Wiedziałam jednak, że teraz nie odpuści.
- Twój ojciec bardzo skrzywdził twoją siostrę. - Odezwała się Veroniqe starając się, by jej wypowiedź zabrzmiała jak najdelikatniej. - Wyżywał się na niej nie tylko zadając jej ciosy rękoma.
- Znęcał się nad nią psychicznie, tak? Już się domyśliłem.
- Nie. - Lea powoli wypuściła powietrze z płuc. - On ją gwałcił.


Cz. 5
Data dodania: 27.10.14 r.

- Co?
Tylko tyle był zdolny wykrztusić. Na moich oczach przez jego twarz przelała się naraz masa emocji. Szok. Niedowierzanie. Osłupienie. Złość. Gniew. Furia. I coś jeszcze. Coś, co mnie zaniepokoiło. Coś, co ostrzegło mnie wcześniej, niż pozostałych.
Zerwałam się ze swojego miejsca i kurczowo uczepiłam się ramienia brata. Sama jednak niewiele byłabym w stanie wskórać. Może i był młodszy, ale Nicolaus to wciąż chłopak. Przerastał mnie siłą i niewiele mogłam na to poradzić. Ale Gabriel już tak. Błyskawicznie zjawił się obok nas i chwycił go za ramiona przytrzymując w miejscu.
- Jeśli teraz do niego pójdziesz, zabijesz nie tylko siebie, ale również siostrę. - Powiedział siłą zmuszając go, by usiadł. - Zachowaj siły na później. Będą Ci potrzebne.
Nicolaus zacisnął usta w wąską linię, jednak posłuchał. Całe jego ciało było napięte niczym struna – widziałam mięśnie rysujące się pod koszulką wyraźniej, niż zwykle. Pomimo rozszalałej burzy emocji wewnątrz jego umysłu nadzwyczaj delikatnie ujął moją dłoń i zacisnął na niej palce. Odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję, Gabrielu.
- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak ja bym się czuł na miejscu Nicolausa, ale z pewnością byłbym równie wściekły. Wiem jednak, że teraz tylko byśmy sobie zaszkodzili pochopnym ruchem. - Odpowiedział brunet siadając z powrotem obok sióstr.
- Tak, jak zauważyłaś, zamek jest ściśle chroniony. - Odezwała się Madeleine. - Musimy was jakąś stąd wydostać, tylko jak?
- Na początek spróbujmy skontaktować się z leśnymi Nimfami. - Zaproponowała Lea. - Będzie nam łatwiej, jeśli uzyskamy pomoc z zewnątrz.
- Jak zamierzasz się z nimi skontaktować? - Zapytałam. - Listy nie przejdą. A nie możemy wysłać gołębi bez zezwolenia królów.
- To prawda. - Przyznała najstarsza z córek króla Charlesa. - Nie zapominaj jednak, z kim chcemy się skontaktować. To istoty połączone z naturą. Co prawda nie możemy wyjść na zewnątrz, ale możemy spróbować od wewnątrz. - Uśmiechnęła się lekko. - Chyba nie zapomnieliście o królewskich ogrodach?
Otworzyłam usta zaskoczona. Ona miała rację. Zaraz jednak się zamyśliłam. Słyszałam już, że nimfy leśne mogą porozumiewać się na odległość dzięki ich więzi z naturą. Posługiwali się roślinnością, której korzenie sięgają w głąb ziemi. Coś w rodzaju naturalnej i ekspresowej wymiany listowej. Całkiem użyteczna zdolność.
- Jest tylko jeden problem. Żadne z nas nie wie, jak to zrobić. - Wtrącił się mój brat.
- Jesteście w połowie nimfami. Jestem pewna, że potraficie. Jeśli nie, znajdziemy inny sposób. Przejdźmy jednak dalej. Musimy się upewnić, że król Laurent nie będzie nigdy więcej przebywał sam na sam z Claudine w jednym pomieszczeniu. - Odparła Lea.
- W nocy może spać u mnie. - Stwierdziła Madeleine. - Możemy powiedzieć, że czuję się samotna i chciałabym, by ktoś dotrzymywał mi towarzystwa.
- A za dnia ustalimy dyżury. - Włączył się Gabriel. - Jednego dnia zajmę się tobą ja, innego Lea i Veroniqe...
- Musimy też chronić Nicolausa. - Przerwałam mu. - Jeśli ojciec nie będzie mógł wyżyć się na mnie, zrobi to tobie. - Zwróciłam się bezpośrednio do brata. - Nie mogę do tego dopuścić.
- My będziemy mu towarzyszyć. - Odezwała się Eve. - Król jełop nie za nimi nie nadąży!
Brat bliźniak srebnowłosej przytaknął jej głową.
- Dokładnie tak. Będziemy szybcy, jak pantera.
- Tak więc postanowione. - Lea posłała mi ciepły uśmiech. - Pomożemy wam stąd uciec.
*
Od narady wojennej królewskich potomków, jak to pompatycznie nazwały bliźniaki, minęła jedna noc. W międzyczasie miały miejsce kolejne dziwne wypadki. Strażnik spadł z wieży strażniczej, mimo wysokiej na półtora metra barierki. Służka potknęła się na schodach i nadziała się na ozdobną włócznię. Pobornik opłat z wiosek wpadł do fosy i utonął. A to wszystko w ciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin.
*
Tego dnia wartę pełnił Gabriel. Wciąż czułam się niezręcznie eskortowana dosłownie w każde miejsce, w jakie bym nie poszła. Zwłaszcza, jeśli robił to brunet. Jego przenikliwe spojrzenie sprawiało, że człowiek zaczynał się zastanawiać nad ocenzurowaniem własnych myśli. Siedzieliśmy właśnie w bibliotece pochylając się nad partią szachów.
- Twój ruch.
Wzdrygnęłam się zaskoczona.
- Tak, wiem.
Podniosłam jeden z pionków przestawiając go na inne miejsce.
- Jesteś dobrym graczem. - Przyznał chłopak obmyślając następny ruch.
- Och, doprawdy? - Uniosłam brwi, gdy zbił moją wierzę. - Ja odnoszę odwrotne wrażenie obserwując twoje umiejętności.
- Większość moich przeciwników polega już po kilku minutach. - Odparł posyłając mi rozbawione spojrzenie. - A Ty trzymasz się już dziesięć minut i wciąż mamy wyrównane siły.
- Cóż, nie chodzi tylko o twoją strategię. - Strąciłam figurę konia. - Kiedy tak przyglądasz się mnie próbując rozszyfrować moje kolejne posunięcie czuję, jakbyś prześwietlał mnie na wylot. Nieco niepokojące uczucie.
- Zapewniam, że poza twoim ubraniem wierzchnim nic nie dostrzegam. - Odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.
- I lepiej, żeby tak zostało. - Stwierdziłam odruchowo szczelniej owijając się aksamitną narzutką. - Twój ruch.
*
Po uroczystym obiedzie wszyscy udaliśmy się do ogrodów, jak zwykle pozostawiając królów na sali samych. Zebraliśmy się nad stawem w pobliżu płaczącej wierzby, której liście jakby starały się dosięgnąć przezroczystej tafli wody. Wciągnęłam w płuca chłodne powietrze. Rozpoczęła się już jesień, co dało się odczuć po coraz niższej temperaturze.
- Wpadliście już na jakiś pomysł, jak skontaktować się z nimfami? - Spytała Eve.
- Jeszcze nie. - Odparł Nicolaus. - Zostaliśmy wychowani jak normalne ludzkie dzieci. Nie mamy pojęcia, jak wykorzystywać zdolności nimf.
- Może spróbujemy jakieś medytacji? No wiecie, żeby skupić myśli czy coś. - Zaproponowała Madeleine.
Rozwinęła się dyskusja na temat pod tytułem: „jak rozbudzić naturę leśnych nimf w Nicolausie i Claudine”. Ja jednak się nie udzielałam. Z niewiadomych dla mnie przyczyn cały czas coś mnie rozpraszało. Rozejrzałam się uważnie. Mój wzrok przyciągała płacząca wierzba. Cicho krocząc po trawie dotarłam do samego pnia drzewa. Przyłożyłam dłoń do szorstkiej powierzchni kory i w zamyśleniu przejechałam po niej palcami. Poczułam delikatne łaskotanie w żołądku. Zaintrygowana zamknęłam oczy. Poczułam lekkie mrowienie w opuszkach palców, które zaczęło rozprzestrzeniać się po moim ciele wraz z upływem kolejnych sekund.
Potrzebuję pomocy. Proszę, ktokolwiek.
Przez chwilę wydawało mi się, że tylko uroiłam sobie to uczucie. Że to wyobraźnia spłatała mi figla. Wtedy jednak dostałam odpowiedź.
Jak się nazywasz, Ty, która wołasz o pomoc?
Claudine.
Claudine? Claudine z królewskiego rodu? - Głos rozbrzmiewający w mojej głowie zabarwił się niedowierzaniem. - To naprawdę Ty?
Tak. Z kim mam przyjemność?
To ja, małżonka władcy leśnych nimf, Chantal.
Dziękowałam bogom, że połączyłam się z kimś, kogo już znałam.
Muszę stąd uciec. Razem z bratem. Potrzebuję do tego waszej pomocy.
Oczywiście. Zrobimy, co w naszej mocy. Jak tylko skończymy tą rozmowę natychmiast porozmawiam z René. Kiedy bez obaw będziemy mogły ponownie porozmawiać?
Jutro o tej samej porze.
W takim razie skontaktujemy się jutro o tej samej porze.
Dziękuję. Będę czekać.
Gdy połączenie zgasło odczułam zmęczenie, jakby wraz z końcem tej rozmowy zniknęła część mojej energii. Z cichym westchnieniem odsunęłam się od płaczącej wierzby. Dopiero wtedy mój umysł zarejestrował panującą naokoło mnie ciszę. Spojrzałam się w stronę pozostałych. Ci przyglądali mi się badawczo.
- Udało Ci się nawiązać kontakt? - Pierwsza odezwała się Lea.
- Tak mi się wydaje. - Odpowiedziałam niepewnie. - Rozmawiałam z Chantal. To jest żona władcy leśnych nimf. Powiedziałam, że potrzebuję pomocy, a ona powiedziała, że skontaktuje się ze mną po skonsultowaniu się ze swoim mężem.
- To wspaniale. - Ucieszyła się Madeleine.
- Jakie to uczucie? - Wtrącił się Mathias.
- Nie bolało, prawda? - Dołączyła Eve.
- Trochę dziwne, ale bezbolesne odczucie. - Stwierdziłam. - Ale to teraz nie ważne.
- Oczywiście masz rację. - Zgodziła się ze mną Lea. - Wiesz, kiedy nadejdzie odpowiedź?
- Jutro o tej samej porze.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym wszyscy ruszyliśmy w drogę powrotną do zamku. Nicolaus złapał mnie za rękę i delikatnie ścisnął chcąc dodać mi otuchy. Choć byłam mistrzynią w ukrywaniu własnych emocji, mój brat tym razem wyczuł, że coś jest inaczej. Albo po prostu się martwił. Odwzajemniłam uścisk i uniosłam głowę. Trzeba było przygotować się na ciężką batalię.

4 komentarze:

  1. No no! Świetnie! Mam nadzieję że to nie koniec!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, skąd xD Kolejne części będę wstawiała w swoim czasie, bo aktualnie czwartej nawet nie zaczęłam... Ale spokojnie! Za jakiś czas się pojawi :3

      Usuń
  2. Dopiero dziś trafiłam na twojego bloga. Naprawdę przyjemnie się go czyta. Mam tylko pytanie czy pojawi się dalsza część tego opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak :)
      aktualnie wzięłam się za reanimację "Bloody dance", ale "Królewska Krew" również się doczeka kontynuacji :)

      Usuń