wtorek, 23 września 2014

Epoilog "Wspomnienia ukryte głęboko w sercu"

Moje drogie czytelniczki!

Dobrnęłyśmy do końca tego opowiadania. Jestem z siebie z tego powodu bardzo dumna. Inna sprawa, że epoilog pojawia się tak późno - z tego dumna już nie jestem i bardzo przepraszam za tak późny termin wstawienia rozdziału. Mimo to jestem zadowolona z tego, że ktoś w ogóle czytał moją twórczość i że ktoś ją docenił. Dziękuję wam za wasz cenny czas, który poświęciłyście na czytaniu i komentowaniu!
W razie, gdybym zdecydowała się rozpocząć kolejne opowiadanie o słodkim flircie, zamieszczę odpowiednią informację na moim funpage'u:
Możecie też do mnie napisać na GG - 48598346, gmail'a - sakurishi.cherry.chan@gmail.com, oraz w wiadomości prywatnej na moim funpage'u, do którego link podałam wyżej.
Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytali moje opowiadanie :)
*

Zmiana postawy Lysandra mnie zaskoczyła, ale postanowiłam nie naciskać. Wyszliśmy z biblioteki, a kiedy przekroczyliśmy próg pokoju, ukazał nam się zabawny widok. Brunetka stała na krześle wydając rozkazy, Kastiel opierał się o ścianę obok niej z rozbawieniem przyglądając się zaistniałej sytuacji, a reszta biegała po pokoju starając się wykonać wydawane polecenia.
- Co tu się dzieje? - Zapytałam przyjaciółki z wyraźną naganą w głosie.
- A o co dokładnie pytasz? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Dlaczego wykorzystujesz naszych gości do sprzątania?
- Jestem urodzonym tyranem. To oczywiste, że ja będę wydawać rozkazy, a inni będą ich słuchać. To proste i logiczne.
- Proste i logiczne będzie to, jak wyrzucę Cię z pokoju do pani Gloire.
- Nie zrobisz tego. - Wyszczerzyła się. - Za bardzo mnie kochasz.
*
Trzy dni później, Sylwester.
Razem z moją przyjaciółką szłam przed siebie z przepaskami zawiązanymi na oczach. W towarzystwie szkolnego buntownika i białowłosego, gdyż to oni chcieli nas czymś zaskoczyć.
- Gdzie idziemy? - Zapytała niecierpliwie Cerise.
- Do specjalnego miejsca. - Odpowiedział spokojnie Lysander. - Już niedaleko.
- To samo słyszałam jakieś pięć minut temu.
- Jak nie chcesz iść, możesz wrócić do reszty. - Zauważył Kastiel.
- Jak mnie nie będzie, uschniesz z tęsknoty. Nie mogę Ci tego zrobić.
- Niby kto uschnie z tęsknoty?
Do tej pory trzymałam jej rękę na ramieniu, by się nie zgubić, ona zaś trzymała łokieć Kastiela. Jednak kiedy brunetka przyspieszyła, by zrównać się z szkolnym buntownikiem, straciłam przewodnika i bezradnie stanęłam w miejscu. Wtedy jednak poczułam, jak ktoś ujmuje moją lewą rękę i delikatnie ciągnie dalej.
- Nie zostawaj w tyle. - Usłyszałam znajomy, przyprawiający o rozkoszne dreszcze głos. - Nie chcę, żebyś się zgubiła.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Nie mam zbyt dobrej orientacji w terenie.
- Tak, ja też. - Zaśmiał się cicho. - Ale wciąż widzę Kastiela, więc damy radę.
Szliśmy w milczeniu jeszcze trochę, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nie słyszałam już w oddali przekomarzającej się pary buntowników.
- Lysander, zgubiliśmy się?
- Nie. Celowo się rozdzieliliśmy. - Odparł po chwili ciszy.
- Myślałam, że razem będziemy oglądać fajerwerki.
- Będziemy oglądać je we czwórkę, tylko z nieco innej perspektywy.
- Nie rozumiem. - Przyznałam.
- Zaraz wszystko się wyjaśni. - Zapewnił. - Uważaj, tu zaczynają się schody.
- Schody? - Powtórzyłam marszcząc brwi pod przepaską.
Nie odpowiedział. Nie wiem, ile wspinałam się po betonowych schodach, jednak gdy w końcu doszliśmy na odpowiednie piętro czułam lekkie mrowienie w łydkach. Skrzypnięcie drzwi, głuchy stukot moich obcasów po kamiennej nawierzchni i cisza. Lysander zabrał również swoją dłoń, przez co poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. Poruszyłam się nerwowo, wtedy jednak granatowy materiał zsunął się z moich oczu.
Najpierw ogłuszył mnie huk, a potem oślepiło światło sztucznych ogni. Rozejrzałam się zdezorientowana. Stałam na dachu pięciopiętrowego, opuszczonego budynku, skąd rozpościerał się przepiękny widok na atramentowe niebo rozświetlone różnokolorowymi światłami – tym razem nieprzesłonięte neonowymi reklamami, ani wieżowcami i innymi budynkami. Z moich ust wydobył się jęk zaskoczenia i podziwu dla tego niecodziennego piękna.
- Marcelle!
Spojrzałam się w bok. Na dachu budynku dwieście metrów ode mnie stała Cerise machając do mnie radośnie i... Dając obejmować się w pasie. Pohamowałam rosnące wewnątrz mnie miłe zaskoczenie i odmachałam przyjaciółce udając, że niczego nie zauważyłam. Wtedy rozległ się kolejny, tym razem dużo głośniejszy huk. Wszyscy z powrotem zaaferowani przenieśli wzrok na nieboskłon. Organizatorzy wypuścili ciężką artylerię. Było niemal tak jasno, jak w dzień.
- Piękne. - Szepnęłam.
- To prawda.
Gdy odwróciłam się w stronę Lysandra w moich oczach tańczyły iskierki radości, a usta były wygięte w szczęśliwym uśmiechu. Dopiero wtedy dostrzegłam, że chłopak wcale nie spoglądał na pokaz fajerwerków, a całą swoją uwagę skupiał na mnie. Zastygłam w bezruchu zniewolona przez dwukolorowe tęczówki białowłosego. Ten powoli uniósł swoją lewą dłoń i odsunął na bok moją grzywkę. Nawet nie drgnął, gdy zobaczył, że nie on jedyny ma dwie różnokolorowe tęczówki.
Przyznaję się bez bicia, zupełnie straciłam kontakt ze światem. Nie słyszałam wystrzałów sztucznych ogni, ani wiwatującego tłumu. Nie widziałam już świateł rozjaśniających niebo, ani mojej przyjaciółki na dachu drugiego budynku.
Palce chłopaka delikatnie przejechał palcami po linii mojej szczęki. Tam jego dłoń się zatrzymała. Czułam, jak jego ciało lekko drży z podekscytowania i niepewności. Drugą rękę powoli, jak w zwolnionym tempie, objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, aż oparłam obie dłonie na jego klatce piersiowej. Oddech mi przyspieszył, zaschło w ustach, w brzuchu zapłonął ogień, po plechach przebiegł przyjemny dreszcz, serce zgubiło rytm. To wszystko naraz sprawiało, że w swoim niesamowitym spokoju obezwładniało mnie szaleństwo.
Istnieliśmy tylko my. Poza nami nie było nikogo, ani niczego. Dryfowaliśmy bezwładnie gdzieś pomiędzy napięciem, a młodzieńczą miłością.
Lysander schylił się i musnął ustami moje wargi. Chwilę później pocałował mnie znów, tym razem nieco śmielej. Pozwoliłam opaść powiekom i oddałam się we władanie nowej, świeżej emocji, jaką była namiętność.
Otrzeźwieliśmy dokładnie w tym samym momencie, gdy oboje uświadomiliśmy sobie możliwość bycia obserwowanymi. Spojrzeliśmy się w stronę drugiego budynku, ale naszych buntowników już tam nie było. Kiedy ten fakt już do nas dotarł nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Oboje oblaliśmy się delikatnym rumieńcem.
- Musisz wziąć odpowiedzialność za odstraszenie naszych towarzyszy, hrabio. - Rzuciłam lekko, z subtelnym uśmiechem na twarzy. - I odpowiednio się mną zaopiekować.
Białowłosy odwzajemnił uśmiech, nie odwracając wzroku ani na moment.
- Jak sobie życzysz, madame.

Niebo przeciął strumień światła ogłaszając koniec pokazu, ludzie otoczeni białymi płatkami śniegu ruszyli świętować nowy rok razem ze swoimi bliskimi, gdzieś w dole błękitnooka brunetka biegła na spotkanie z czworonożnym przyjacielem, za nią podążał czerwonowłosy gitarzysta z śladem czerwonej szminki na policzku... A ja wciąż stałam na dachu opuszczonego budynku w objęciach białowłosego chłopaka żywcem wyciągniętego z epoki wiktoriańskiej, który swoimi głębokimi pocałunkami wyrył wspomnienie tej nocy w moim sercu.

piątek, 12 września 2014

Opóźnienia

Witam~!

          Chciałabym przeprosić wszystkich czytelników za brak nowego rozdziału z mojej strony. Wczoraj dopiero wróciłam z urlopu, a dziś byłam zbyt padnięta, by napisać cokolwiek. Obawiam się też, że do końca tego tygodnia się nie pojawi. Postaram się dodać następny rozdział w poniedziałek, ale nic nie obiecuję. W razie czego dam jeszcze znać.

Dziękuję za uwagę,
Sakurishi