środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 13 "Zobowiązania"

Koniec końców poszłyśmy spać krótko po północy boleśnie świadome, że następnego dnia czekała nas szkoła. W środę siedziałyśmy akurat w klasie, kiedy do pomieszczenia wparowała szkola reporterka, Peggy. Z rozmowy wywnioskowałam, że nie została zaproszona na przyjęcie Melanii. W zasadzie nie zdziwiło mnie to. W czasie, gdy ja szukałam sprawdzianów, ona napisała jakiś przykry artykuł o Natanielu. Naturalną koleją rzeczy było niepoinformowanie wścibskiej dziewczyny o przyjęciu.
Reszta lekcji minęła bardzo szybko. Razem z Cerise ulotniłyśmy się jak najszybciej. Chciałyśmy w spokoju czekać na telefon od Victora, ten jednak nie nadchodził. Tydzień, dwa, trzy, aż w końcu minął pełen miesiąc.
- Mam dość. - Warknęła któregoś dnia brunetka. - Nic nie wiemy.
- Nie możemy od tak wyjechać w trakcie roku szkolnego. - Odparłam, czułam jednak, że błękitnooka nie będzie musiała długo mnie namawiać do wyjazdu.
- Wiem, że nie. Inaczej będziemy musiały wrócić do Anglii na stałe. Ale dlaczego on się nie odzywa? Co się stało? Znalazł Joycelyn? Nic mu nie jest? Zaraz eksploduję! - Opadła na łóżko zaciskając obie dłonie w pięści w geście frustracji.
Już otworzyłam usta z gotową odpowiedzią, gdy niespodziewanie mój telefon się rozdzwonił. Wyciągnęłam go z kieszeni atramentowej marynarki i od razu wcisnęłam zieloną słuchawkę widząc nazwę na wyświetlaczu.
- Victor? Wszystko w porządku? - Cerise poderwała się z miękkiej pościeli.
- Tak. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem. - Skinęłam jej głową, by się uspokoiła. - Dasz mnie na głośnik?
- Jasne. - Położyłam telefon na biurku i włączyłam odpowiednią funkcję w urządzeniu. - Powiedz, co się działo? Tak długo się nie odzywałeś. Martwiłyśmy się.
- Przepraszam. Batalia z ojcem nie była łatwa. - Usłyszałyśmy głębokie westchnięcie. - W końcu odwołał moje zaręczyny z Severine i mogłem udać się na poszukiwania Joycelyn. Jest tu teraz. Chcecie z nią porozmawiać? - W jego głosie słyszałam czystą radość.
- Jeszcze się pytasz! - Krzyknęła brunetka.
Rozmawialiśmy prawie dwie godziny zupełnie nie przejmując się kosztami, jakie poniesiemy za tak długą, między krajową konwersację. Dowiedziałyśmy się, że ojciec Victora uległ po trzech tygodniach. Wtedy złotooki natychmiast poleciał do Ameryki, by odnaleźć ukochaną. Po pięciu dniach udało mu się ją przekonać do powrotu na ojczystą ziemię.
- Przylecimy w weekend. - Oznajmiła Joycelyn głosem przesyconym szczęściem. - Musicie się pogodzić z faktem, że zaklepiemy wam oba te dni.
- No dobra. - Rzuciła błękitnooka udając niechęć. - Skoro musimy. - Zaraz jednak się roześmiała psując efekt.
- Nie możemy się was doczekać. - Zapewniłam. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Odpowiedzieli jednocześnie.
Chwilę pogrzebałam w telefonie, napisałam krótką wiadomość ojcu i schowałam komórkę z powrotem do kieszeni marynarki. Spojrzałam się na Cerise czując, że przygląda mi się od końca rozmowy. Uniosłam brwi w pytającym geście.
- Co jest? - Zapytała.
- Nic takiego. - Westchnęłam. - Pamiętasz tą propozycję, którą złożył mi ojciec? Powiedziałam Ci wtedy, że Ci ją wyjawię, kiedy ją przemyślę.
- Tak. - Zmrużyła oczy.
- W zamian za wsparcie Victora, stawienie się za nim u jego ojca i pomoc w odnalezieniu Joycelyn chce, żebym przyjechała na święta do domu. - Odwróciłam wzrok. - Sama.
- Nie zgadzam się. - Syknęła oburzona. - Nie ma szans.
- Wiesz, że nic na to nie poradzisz. On już dopełnił swojej części umowy. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. - Nie martw się, Cerise. Nic mi nie będzie. Poza tym porozmawiam z Victorem, jak przyjedzie. On już coś wymyśli.
- To nie chodzi o to, czy sobie poradzisz, bo wiem, że tak. - Brunetka potarła skronie. - Rzecz w tym, że Oni tam będą. Będziesz cierpieć.
- Wiem. - Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko. - Ale ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Nie powstrzymam Cię. - Westchnęła. - W takim razie obiecaj mi coś, Marcelle.
- Co takiego?
- Nie zostawaj z nimi sam na sam. I wróć, jak tylko będziesz mogła.
- Obiecuję.
*
Półtora miesiąca później, piątek. Liceum Słodki Amoris, korytarz główny.
- To niesamowite, jak ten czas zleciał. - Westchnęła Cerise.
- Już niedługo święta. Zostało ledwie dziesięć dni. - Przyznałam.
- Święta. - Lysander uśmiechnął się lekko. - Czas, który spędzasz z bliskimi.
- Masz jakieś plany? - Spytałam z uśmiechem.
- Na wigilię jadę z bratem i Rozalią do rodziców na wieś. - Odparł. - A Ty jakie masz plany, Marcelle? Wracasz do Anglii?
- Tak. - Uśmiechnęłam się usiłując zamaskować smutek z tego powodu. - Ale Cerise nie jedzie ze mną. Zostaje tutaj.
- To dość niespodziewane. - Stwierdził białowłosy, któremu nie umknął grymas niezadowolenia na twarzy brunetki. - Stało się coś?
- Nie, skąd. - Przeniosłam wzrok na szkolnego buntownika. - A Ty, Kastielu?
- Moi rodzice wracają na święta. Wzięli sobie wolne. - Skrzywił się. - Cerise, a Ty dlaczego nie lecisz do Anglii?
- Moja matka się mną nie interesuje, ojciec też ma mnie gdzieś. Nie mam dla kogo tam wracać. - Odpowiedziała sucho, po czym wbiła we mnie swoje spojrzenie. - A tym razem nie mogę jechać do Marcelle. - Znowu się skrzywiła.
- Nie martw się, załatwię Ci zastępstwo za mnie, gdy będę w Anglii. - Zapewniłam.
Rzuciła mi spojrzenie mówiące „wiesz, że nie to miałam na myśli”, ja jednak udałam, że go nie widzę. Wtedy też niespodziewanie na plecach brunetki wylądował Alexy. Chłopak dołączył do szkoły razem ze swoim bratem bliźniakiem niedługo po tym, jak Victor odwiedził nas z Joycelyn. Zabawny i miły chłopak. Gdyby nie to, że wolał chłopców, z pewnością błękitnooka by się za niego brała.
- Cześć wam. - Przywitał się niebieskowłosy puszczając moją przyjaciółkę i stając obok brata, który również pojawił się znikąd. - Słyszałem, że nie masz co robić na święta. Może wpadniesz do nas na wigilię? A w pierwszy dzień świąt większość z nas spotyka się również u nas. Co Ty na to? - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Pewnie. - Uśmiechnęła się słabo.
- Hej, co to za uśmiech? - Oburzył się. - Marcelle przecież wróci!
- Chciałabym być tego taka pewna, jak Ty. - Westchnęła.
- Co masz na myśli? - Zapytał od razu.
- Nie ważne. O której mam u was być? I musisz podać mi adres.
- Jasne, już Ci mówię. Masz gdzie zapisać?
Jego uwagę łatwo było odwrócić. Kastiela również udało się wciągnąć w rozmowę z bliźniakami. Tylko jedna para oczu wciąż przyglądała się mojej osobie. Lysander uważnie mi się przyglądał, jakby pragnąc wyczytać z mojej twarzy odpowiedź na zagadkowe słowa Cerise.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, w końcu to twoje sprawy rodzinne. - Zaczął białowłosy wciąż nie odrywając wzroku od mojej twarzy. - Jednak jeśli chciałabyś ze mną porozmawiać, służę pomocą.
- Dziękuję, Lysandrze. - Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. - To jednak są sprawy, do których nie chcę wciągać nawet Cerise.
- Rozumiem. - Powoli skinął głową. - Chciałem przez to tylko powiedzieć, że masz tu przyjaciół, którzy będą się martwić, gdyby coś Ci się stało. - Zawahał się. - Ja również będę niespokojny, jeśli nie wrócisz po świętach do szkoły.
- Zapamiętam. - Odwróciłam wzrok czując, jak delikatny rumieniec wkrada mi się na policzki. - Nie martw się. Wrócę, gdy tylko będę miała taką możliwość.

4 komentarze:

  1. Czy to... poczatek big love? ;-) mam nadzieję ze tak!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow dowalilas tym rozdzialem. Akcja nabrala niezlego tepa.
    Marcelle byloby pewnie dobrze z Lysem ale mam nadzieje na powrot Kentina *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie tylko nie do kentina!!! Wiem że pewnie wróci odmieniony na lepsze (no wiecie o co chodzi XD) ... Ale LYSIO jest 100% lepszy pliss z lysiem plis :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) cieszę się, że moje opowiadanie budzi tyle emocji :)

      Usuń