Koniec końców
poszłyśmy spać krótko po północy boleśnie świadome, że
następnego dnia czekała nas szkoła. W środę siedziałyśmy
akurat w klasie, kiedy do pomieszczenia wparowała szkola reporterka,
Peggy. Z rozmowy wywnioskowałam, że nie została zaproszona na
przyjęcie Melanii. W zasadzie nie zdziwiło mnie to. W czasie, gdy
ja szukałam sprawdzianów, ona napisała jakiś przykry artykuł o
Natanielu. Naturalną koleją rzeczy było niepoinformowanie
wścibskiej dziewczyny o przyjęciu.
Reszta lekcji
minęła bardzo szybko. Razem z Cerise ulotniłyśmy się jak
najszybciej. Chciałyśmy w spokoju czekać na telefon od Victora,
ten jednak nie nadchodził. Tydzień, dwa, trzy, aż w końcu minął
pełen miesiąc.
- Mam dość.
- Warknęła któregoś dnia brunetka. - Nic nie wiemy.
- Nie możemy od
tak wyjechać w trakcie roku szkolnego. - Odparłam, czułam
jednak, że błękitnooka nie będzie musiała długo mnie namawiać
do wyjazdu.
- Wiem, że nie.
Inaczej będziemy musiały wrócić do Anglii na stałe. Ale dlaczego
on się nie odzywa? Co się stało? Znalazł Joycelyn? Nic mu nie
jest? Zaraz eksploduję! - Opadła na łóżko zaciskając obie
dłonie w pięści w geście frustracji.
Już otworzyłam
usta z gotową odpowiedzią, gdy niespodziewanie mój telefon się
rozdzwonił. Wyciągnęłam go z kieszeni atramentowej marynarki i od
razu wcisnęłam zieloną słuchawkę widząc nazwę na wyświetlaczu.
- Victor?
Wszystko w porządku? - Cerise poderwała się z miękkiej
pościeli.
- Tak.
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem. - Skinęłam jej
głową, by się uspokoiła. - Dasz
mnie na głośnik?
- Jasne. -
Położyłam telefon na biurku i włączyłam odpowiednią funkcję w
urządzeniu. - Powiedz, co się działo? Tak długo się nie
odzywałeś. Martwiłyśmy się.
- Przepraszam. Batalia z ojcem nie była łatwa. -
Usłyszałyśmy głębokie westchnięcie. - W końcu odwołał
moje zaręczyny z Severine i mogłem udać się na poszukiwania
Joycelyn. Jest tu teraz. Chcecie z nią porozmawiać? - W jego
głosie słyszałam czystą radość.
- Jeszcze się pytasz! - Krzyknęła brunetka.
Rozmawialiśmy prawie dwie godziny zupełnie nie przejmując się
kosztami, jakie poniesiemy za tak długą, między krajową
konwersację. Dowiedziałyśmy się, że ojciec Victora uległ po
trzech tygodniach. Wtedy złotooki natychmiast poleciał do Ameryki,
by odnaleźć ukochaną. Po pięciu dniach udało mu się ją
przekonać do powrotu na ojczystą ziemię.
- Przylecimy w weekend. - Oznajmiła Joycelyn głosem
przesyconym szczęściem. - Musicie się pogodzić z faktem, że
zaklepiemy wam oba te dni.
- No dobra. - Rzuciła błękitnooka udając niechęć. -
Skoro musimy. - Zaraz jednak się roześmiała psując efekt.
- Nie możemy się was doczekać. - Zapewniłam. - Do
zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Odpowiedzieli jednocześnie.
Chwilę pogrzebałam w telefonie, napisałam krótką wiadomość
ojcu i schowałam komórkę z powrotem do kieszeni marynarki.
Spojrzałam się na Cerise czując, że przygląda mi się od końca
rozmowy. Uniosłam brwi w pytającym geście.
- Co jest? - Zapytała.
- Nic takiego. - Westchnęłam. - Pamiętasz tą
propozycję, którą złożył mi ojciec? Powiedziałam Ci wtedy, że
Ci ją wyjawię, kiedy ją przemyślę.
- Tak. - Zmrużyła oczy.
- W zamian za wsparcie Victora, stawienie się za nim u jego ojca
i pomoc w odnalezieniu Joycelyn chce, żebym przyjechała na święta
do domu. - Odwróciłam wzrok. - Sama.
- Nie zgadzam się. - Syknęła oburzona. - Nie ma szans.
- Wiesz, że nic na to nie poradzisz. On już dopełnił swojej
części umowy. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. - Nie
martw się, Cerise. Nic mi nie będzie. Poza tym porozmawiam z
Victorem, jak przyjedzie. On już coś wymyśli.
- To nie chodzi o to, czy sobie poradzisz, bo wiem, że tak. -
Brunetka potarła skronie. - Rzecz w tym, że Oni tam będą.
Będziesz cierpieć.
- Wiem. - Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko. - Ale ja
zawsze dotrzymuję słowa.
- Nie powstrzymam Cię. - Westchnęła. - W takim razie obiecaj mi
coś, Marcelle.
- Co takiego?
- Nie zostawaj z nimi sam na sam. I wróć, jak tylko będziesz
mogła.
- Obiecuję.
*
Półtora miesiąca później, piątek. Liceum Słodki Amoris,
korytarz główny.
- To niesamowite, jak ten czas zleciał. - Westchnęła Cerise.
- Już niedługo święta. Zostało ledwie dziesięć dni. -
Przyznałam.
- Święta. - Lysander uśmiechnął się lekko. - Czas, który
spędzasz z bliskimi.
- Masz jakieś plany? - Spytałam z uśmiechem.
- Na wigilię jadę z bratem i Rozalią do rodziców na wieś. -
Odparł. - A Ty jakie masz plany, Marcelle? Wracasz do Anglii?
- Tak. - Uśmiechnęłam się usiłując zamaskować smutek z tego
powodu. - Ale Cerise nie jedzie ze mną. Zostaje tutaj.
- To dość niespodziewane. - Stwierdził białowłosy, któremu nie
umknął grymas niezadowolenia na twarzy brunetki. - Stało się coś?
- Nie, skąd. - Przeniosłam wzrok na szkolnego buntownika. - A Ty,
Kastielu?
- Moi rodzice wracają na święta. Wzięli sobie wolne. - Skrzywił
się. - Cerise, a Ty dlaczego nie lecisz do Anglii?
- Moja matka się mną nie interesuje, ojciec też ma mnie gdzieś.
Nie mam dla kogo tam wracać. - Odpowiedziała sucho, po czym wbiła
we mnie swoje spojrzenie. - A tym razem nie mogę jechać do
Marcelle. - Znowu się skrzywiła.
- Nie martw się, załatwię Ci zastępstwo za mnie, gdy będę w
Anglii. - Zapewniłam.
Rzuciła mi spojrzenie mówiące „wiesz, że nie to miałam na
myśli”, ja jednak udałam, że go nie widzę. Wtedy też
niespodziewanie na plecach brunetki wylądował Alexy. Chłopak
dołączył do szkoły razem ze swoim bratem bliźniakiem niedługo
po tym, jak Victor odwiedził nas z Joycelyn. Zabawny i miły
chłopak. Gdyby nie to, że wolał chłopców, z pewnością
błękitnooka by się za niego brała.
- Cześć wam. - Przywitał się niebieskowłosy puszczając moją
przyjaciółkę i stając obok brata, który również pojawił się
znikąd. - Słyszałem, że nie masz co robić na święta. Może
wpadniesz do nas na wigilię? A w pierwszy dzień świąt większość
z nas spotyka się również u nas. Co Ty na to? - Wyszczerzył zęby
w szerokim uśmiechu.
- Pewnie. - Uśmiechnęła się słabo.
- Hej, co to za uśmiech? - Oburzył się. - Marcelle przecież
wróci!
- Chciałabym być tego taka pewna, jak Ty. - Westchnęła.
- Co masz na myśli? - Zapytał od razu.
- Nie ważne. O której mam u was być? I musisz podać mi adres.
- Jasne, już Ci mówię. Masz gdzie zapisać?
Jego uwagę łatwo było odwrócić. Kastiela również udało się
wciągnąć w rozmowę z bliźniakami. Tylko jedna para oczu wciąż
przyglądała się mojej osobie. Lysander uważnie mi się
przyglądał, jakby pragnąc wyczytać z mojej twarzy odpowiedź na
zagadkowe słowa Cerise.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, w końcu to twoje sprawy
rodzinne. - Zaczął białowłosy wciąż nie odrywając wzroku od
mojej twarzy. - Jednak jeśli chciałabyś ze mną porozmawiać,
służę pomocą.
- Dziękuję, Lysandrze. - Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. -
To jednak są sprawy, do których nie chcę wciągać nawet Cerise.
- Rozumiem. - Powoli skinął głową. - Chciałem przez to tylko
powiedzieć, że masz tu przyjaciół, którzy będą się martwić,
gdyby coś Ci się stało. - Zawahał się. - Ja również będę
niespokojny, jeśli nie wrócisz po świętach do szkoły.
- Zapamiętam. - Odwróciłam wzrok czując, jak delikatny rumieniec
wkrada mi się na policzki. - Nie martw się. Wrócę, gdy tylko będę
miała taką możliwość.
Czy to... poczatek big love? ;-) mam nadzieję ze tak!
OdpowiedzUsuńWooow dowalilas tym rozdzialem. Akcja nabrala niezlego tepa.
OdpowiedzUsuńMarcelle byloby pewnie dobrze z Lysem ale mam nadzieje na powrot Kentina *.*
O nie tylko nie do kentina!!! Wiem że pewnie wróci odmieniony na lepsze (no wiecie o co chodzi XD) ... Ale LYSIO jest 100% lepszy pliss z lysiem plis :3
OdpowiedzUsuńHaha :) cieszę się, że moje opowiadanie budzi tyle emocji :)
Usuń