poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 12 "Piżama party"

Następnego dnia odprowadziłyśmy Victora na lotnisko, więc w szkole byłyśmy dopiero wpółdo dwunastej. Co i tak jest rekordowym czasem przebycia tej odległości do szkoły. Jednak po drodze Cerise zupełnie ignorowała wszelkie ograniczenia prędkości. Cud, że przeżyłyśmy ten piekielny rajd z obrzeży miasta do samego centrum i że nikt nas nie zatrzymał. Weszłyśmy do szkoły na krótkiej przerwie. Niemal od razu wpadłyśmy na Nataniela.
- Cześć. - Uśmiechnął się. - Nieobecność na wczorajszej lekcji i dzisiejsze opuszczenie pierwszych lekcji macie już usprawiedliwione.
- Jak to? - Zamrugałam zdziwiona.
- Do szkoły zadzwonił twój ojciec. - Odparł. - Nie wiedziałaś?
- Nie. - Wzruszyłam ramionami. - Nie ważne. Dziękuję za przekazanie informacji.
Poszłyśmy pod naszą klasę. Bez słowa trawiłyśmy to, co powiedział przed chwilą blondyn. To nadzwyczajne, by ojciec aż tak się wysilił w tak mało istotnej sprawie, jak kilka opuszczonych lekcji. W końcu jednak doszłam do wniosku, że nie ma sensu o tym myśleć.
- Marcelle! - Usłyszałam krzyk, a chwilę później białowłosa piękność uwiesiła mi się na szyi. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Dzięki tobie pogodziłam się z Leo!
- Naprawdę? - Uśmiechnęłam się lekko. - Cieszę się.
- W nagrodę mam coś dla Ciebie. - Szepnęła konspiratorskim tonem. - Mam po ostatnim zdjęciu Nataniela, Kastiela i Lysandra. Możesz wybrać sobie jedno.
- Nawet nie pytam, skąd je masz. - Westchnęłam. - Nie sądzę jednak, żeby posiadanie zdjęcia jednego z nich, gdy o tym nie wiedzą, jest... - Zacięłam się widząc zdjęcia, które podsunęła mi Rozalia z niewinnym uśmiechem.
- Nic nikomu nie powiem. - Zachichotała. - To które chcesz?
Zawahałam się. Zerknęłam w bok na brunetkę podpierającą ścianę. Bez zainteresowania naszą rozmową słuchała muzyki ze swojego telefonu i odpisywała na wiadomość. Wróciłam spojrzeniem do podekscytowanej złotookiej.
- Ech, ja... - Zmieszałam się.
- Taaak? - Szczerzyła się.
- Poproszę to z Lysandrem. - Poddałam się.
Z białowłosym najprzyjemniej mi się rozmawiało, uznałam więc, że to najlepszy wybór. W końcu ciężko było mi sobie wyobrazić oglądanie zdjęcia Kastiela, szkolnego buntownika, czy też Nataniela, głównego gospodarza.
- Lysander jest w twoim typie? - Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem. - W sumie nie wiem, po co pytam. - Znów zachichotała. - Proszę. Nie zgub go!
Podała mi jedno z nich, po czym, wciąż promieniejąc radością na najbliższe kilka metrów, pobiegła gdzieś przed siebie. Z westchnieniem schowałam fotografię do mojego notesu, który chwilę później wylądował w torbie. Wtedy też, nie wiadomo skąd, wyłonił się nie kto inny, jak chłopak ze zdjęcia.
- Witaj. - Uśmiechnął się czarująco.
- Witaj. - Odwzajemniłam uśmiech z trudem powstrzymując rumieniec. Nie byłam pewna, czy przypadkiem czegoś nie usłyszał. - Coś się stało?
- Widziałem, że nie było Cię... - Zerknął na błękitnooką. - … Was na pierwszych lekcjach, więc gdy dostrzegłem was pod klasą, postanowiłem podejść. Poza tym również wczoraj nie pojawiłyście się na ostatniej lekcji. Coś się stało?
Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że mógłby się martwić.
- Nie, to nic takiego. - Zapewniłam. - Odwiedził nas przyjaciel z dzieciństwa z pewną sprawą nie cierpiącą zwłoki. Musiałyśmy więc pójść ją omówić.
- Rozumiem. - Skinął powoli głową. - Słyszałem też, że udało Ci się pogodzić Rozalię i Leo. Dziękuję Ci.
- To nic takiego. Cieszę się, że mogłam im pomóc.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym Lysander musiał pójść na dziedziniec, żeby zamienić kilka słów z Kastielem. Wtedy też przypomniałam sobie o zaproszeniach od Melani. Stanęłam naprzeciwko przyjaciółki dając jasno do zrozumienia, by wyciągnęła choć jedną ze słuchawek tkwiących w jej uszach.
- Co jest? - Zapytała grzecznie spełniając moją niemą prośbę.
- Melania zaprasza nas do siebie na piżama party. Idziemy?
- To ona nas lubi?
- Powiedziała, że jej przykro za jej zachowanie i nas zaprosiła. - Wyjaśniłam.
- Spoko, możemy iść. - Wzruszyła ramionami. - Nawet lepiej, że czymś się zajmiemy, bo spokojne czekanie na wieści od Victora nie wyszłoby nam na dobre.
- Masz rację. - Zaśmiałam się.
*
Tego samego dnia szłyśmy do Melani na umówione spotkanie. Idąc przez park nagle zauważyłyśmy rozpędzonego psa zmierzającego w naszym kierunku. Przyznam, że się wystraszyłam. Jednak widząc radość na twarzy przyjaciółki już wiedziałam, że nic złego się nie dzieje. A wręcz przeciwnie – w końcu Cerise skądś znała tego czworonoga.
- Demon! - Zawołała zachwycona. Gdy ten znalazł się obok niej ta natychmiast się schyliła, by podrapać go za uchem. - A gdzie twój pan? Bo chyba mi nie powiesz, że jesteś tu sam?
- Wiesz, raczej nic Ci nie powie. Psy nie mówią. - Zauważył czerwonowłosy podchodząc do nas. - Ale ktoś taki jak Ty może faktycznie myśli, że może rozmawiać ze zwierzętami. Tylko, że to podlega już pod chorobę psychiczną. - Dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Odezwał się ten, który myśli, że ma jego pies się go słucha.
- Demon zawsze się mnie słucha. - Oburzył się.
- Ach tak? - Uniosła brwi. - Zawołaj go.
- Demon, do nogi.
Pies jednak ani myślał się ruszyć od brunetki, z zadowoleniem mrużąc swoje ślepia. Pieszczota bardzo mu się podobała, więc słuchanie poleceń właściciela zeszło na drugi plan. Błękitnooka zaś wyszczerzyła się w triumfalnym uśmiechu.
- Wybacz buntowniku, ale Demon wie, czego chce. A w tym momencie z pewnością nie ma ochoty słuchać twoich poleceń. - Zaśmiała się. - Niestety, ale musisz już wrócić do tego gbura. - Zwróciła się do czworonoga. - Ponieważ ja idę dalej. - Pogłaskała jeszcze zwierzaka po łbie i wyprostowała się. - Do jutra.
- Cześć. - Burknął w odpowiedzi brązowooki. - Od kiedy Ty się innych słuchasz, co? - Zwrócił się z wyrzutem w głosie do psa.
Razem z chichoczącą Cerise opuściłyśmy park i wkrótce potem stałyśmy już pod drzwiami do domu Melani, które zaraz się otworzyły. Stanęła w nich szatynka z włosami do ramion z okularami na nosie. To musiała być mama niebieskookiej.
- Dzień dobry. - Przywitałam się grzecznie. - Przyszłyśmy na urodziny Melani.
- Zapraszam. - Kobieta wpuściła nas do środka. - My zaraz wychodzimy, także będziecie miały dla siebie cały dom. Tylko żadnych chłopców.
- Naturalnie. - Uśmiechnęłam się.
Po ściągnięciu butów podreptałyśmy na górę do pokoju dziewczyny. Jak się okazało, byłyśmy ostatnie. Violetta, Iris, Rozalia i Klementyna już były. Sama solenizantka weszła zaraz za nami z szerokim uśmiechem na ustach.
- To co, przebieramy się w piżamy?
- Tak! - Odpowiedziałyśmy chórkiem.
Niecały kwadrans później, już w piżamach, wszystkie usiadłyśmy na ziemi tworząc owalne koło. Na środku stały miski z przekąskami, napoje i szklanki. Plotkowałyśmy trochę o różnych codziennych sprawach, aż naturalną koleją rzeczy zeszłyśmy na chłopców.
- Podoba wam się ktoś z naszego liceum? - Zapytała nas w końcu Melania.
- Mamy w szkole kilku przystojniaków, ale jak dotąd najbardziej spodobał mi się Dajan ze sportowego liceum. - Odpowiedziała moja przyjaciółka. - Czasami wpada do klubu koszykówki.
- A tobie Marcelle? - Niebieskie oczy gospodyni przeniosły się na mnie.
- Cóż, najprzyjemniej rozmawia mi się z Lysandrem. - Odparłam.
- Interesujące. - Stwierdziła Klementyna patrząc na nas z wrednym uśmieszkiem.

2 komentarze:

  1. Hahahaha Demon genialny!
    Wybacz, ze nie komentowalam jedbak bylqm z rodzina na wyjezdzie i nie mialam kiedy zagladac na bloga. Ale juz jestem i czekam na NEXT! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooch Lysiu to cb kocham! Do cb szlocham! Wciąż o tb śnie nawet gdy jeszcze nie śpię! Taka przerobka z Harry'ego Pottera ;-)
    Rozdział zarąbisty!

    OdpowiedzUsuń