Następnego
dnia odprowadziłyśmy Victora na lotnisko, więc w szkole byłyśmy
dopiero wpółdo dwunastej. Co i tak jest rekordowym czasem przebycia
tej odległości do szkoły. Jednak po drodze Cerise zupełnie
ignorowała wszelkie ograniczenia prędkości. Cud, że przeżyłyśmy
ten piekielny rajd z obrzeży miasta do samego centrum i że nikt nas
nie zatrzymał. Weszłyśmy do szkoły na krótkiej przerwie. Niemal
od razu wpadłyśmy na Nataniela.
-
Cześć. - Uśmiechnął się. - Nieobecność na wczorajszej lekcji
i dzisiejsze opuszczenie pierwszych lekcji macie już
usprawiedliwione.
- Jak
to? - Zamrugałam zdziwiona.
- Do
szkoły zadzwonił twój ojciec. - Odparł. - Nie wiedziałaś?
- Nie.
- Wzruszyłam ramionami. - Nie ważne. Dziękuję za przekazanie
informacji.
Poszłyśmy
pod naszą klasę. Bez słowa trawiłyśmy to, co powiedział przed
chwilą blondyn. To nadzwyczajne, by ojciec aż tak się wysilił w
tak mało istotnej sprawie, jak kilka opuszczonych lekcji. W końcu
jednak doszłam do wniosku, że nie ma sensu o tym myśleć.
-
Marcelle! - Usłyszałam krzyk, a chwilę później białowłosa
piękność uwiesiła mi się na szyi. - Dziękuję, dziękuję,
dziękuję! Dzięki tobie pogodziłam się z Leo!
-
Naprawdę? - Uśmiechnęłam się lekko. - Cieszę się.
- W
nagrodę mam coś dla Ciebie. - Szepnęła konspiratorskim tonem. -
Mam po ostatnim zdjęciu Nataniela, Kastiela i Lysandra. Możesz
wybrać sobie jedno.
-
Nawet nie pytam, skąd je masz. - Westchnęłam. - Nie sądzę
jednak, żeby posiadanie zdjęcia jednego z nich, gdy o tym nie
wiedzą, jest... - Zacięłam się widząc zdjęcia, które podsunęła
mi Rozalia z niewinnym uśmiechem.
- Nic
nikomu nie powiem. - Zachichotała. - To które chcesz?
Zawahałam
się. Zerknęłam w bok na brunetkę podpierającą ścianę. Bez
zainteresowania naszą rozmową słuchała muzyki ze swojego telefonu
i odpisywała na wiadomość. Wróciłam spojrzeniem do
podekscytowanej złotookiej.
- Ech,
ja... - Zmieszałam się.
-
Taaak? - Szczerzyła się.
-
Poproszę to z Lysandrem. - Poddałam się.
Z
białowłosym najprzyjemniej mi się rozmawiało, uznałam więc, że
to najlepszy wybór. W końcu ciężko było mi sobie wyobrazić
oglądanie zdjęcia Kastiela, szkolnego buntownika, czy też
Nataniela, głównego gospodarza.
-
Lysander jest w twoim typie? - Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.
- W sumie nie wiem, po co pytam. - Znów zachichotała. - Proszę.
Nie zgub go!
Podała
mi jedno z nich, po czym, wciąż promieniejąc radością na
najbliższe kilka metrów, pobiegła gdzieś przed siebie. Z
westchnieniem schowałam fotografię do mojego notesu, który chwilę
później wylądował w torbie. Wtedy też, nie wiadomo skąd,
wyłonił się nie kto inny, jak chłopak ze zdjęcia.
-
Witaj. - Uśmiechnął się czarująco.
-
Witaj. - Odwzajemniłam uśmiech z trudem powstrzymując rumieniec.
Nie byłam pewna, czy przypadkiem czegoś nie usłyszał. - Coś się
stało?
-
Widziałem, że nie było Cię... - Zerknął na błękitnooką. - …
Was na pierwszych lekcjach, więc gdy dostrzegłem was pod klasą,
postanowiłem podejść. Poza tym również wczoraj nie pojawiłyście
się na ostatniej lekcji. Coś się stało?
Spojrzałam
się na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że mógłby się
martwić.
- Nie,
to nic takiego. - Zapewniłam. - Odwiedził nas przyjaciel z
dzieciństwa z pewną sprawą nie cierpiącą zwłoki. Musiałyśmy
więc pójść ją omówić.
-
Rozumiem. - Skinął powoli głową. - Słyszałem też, że udało
Ci się pogodzić Rozalię i Leo. Dziękuję Ci.
- To
nic takiego. Cieszę się, że mogłam im pomóc.
Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę, po czym Lysander musiał pójść na dziedziniec,
żeby zamienić kilka słów z Kastielem. Wtedy też przypomniałam
sobie o zaproszeniach od Melani. Stanęłam naprzeciwko przyjaciółki
dając jasno do zrozumienia, by wyciągnęła choć jedną ze
słuchawek tkwiących w jej uszach.
- Co
jest? - Zapytała grzecznie spełniając moją niemą prośbę.
-
Melania zaprasza nas do siebie na piżama party. Idziemy?
- To
ona nas lubi?
-
Powiedziała, że jej przykro za jej zachowanie i nas zaprosiła. -
Wyjaśniłam.
-
Spoko, możemy iść. - Wzruszyła ramionami. - Nawet lepiej, że
czymś się zajmiemy, bo spokojne czekanie na wieści od Victora nie
wyszłoby nam na dobre.
- Masz
rację. - Zaśmiałam się.
*
Tego
samego dnia szłyśmy do Melani na umówione spotkanie. Idąc przez
park nagle zauważyłyśmy rozpędzonego psa zmierzającego w naszym
kierunku. Przyznam, że się wystraszyłam. Jednak widząc radość
na twarzy przyjaciółki już wiedziałam, że nic złego się nie
dzieje. A wręcz przeciwnie – w końcu Cerise skądś znała tego
czworonoga.
-
Demon! - Zawołała zachwycona. Gdy ten znalazł się obok niej ta
natychmiast się schyliła, by podrapać go za uchem. - A gdzie twój
pan? Bo chyba mi nie powiesz, że jesteś tu sam?
-
Wiesz, raczej nic Ci nie powie. Psy nie mówią. - Zauważył
czerwonowłosy podchodząc do nas. - Ale ktoś taki jak Ty może
faktycznie myśli, że może rozmawiać ze zwierzętami. Tylko, że
to podlega już pod chorobę psychiczną. - Dodał ze złośliwym
uśmieszkiem.
-
Odezwał się ten, który myśli, że ma jego pies się go słucha.
-
Demon zawsze się mnie słucha. - Oburzył się.
- Ach
tak? - Uniosła brwi. - Zawołaj go.
-
Demon, do nogi.
Pies
jednak ani myślał się ruszyć od brunetki, z zadowoleniem mrużąc
swoje ślepia. Pieszczota bardzo mu się podobała, więc słuchanie
poleceń właściciela zeszło na drugi plan. Błękitnooka zaś
wyszczerzyła się w triumfalnym uśmiechu.
-
Wybacz buntowniku, ale Demon wie, czego chce. A w tym momencie z
pewnością nie ma ochoty słuchać twoich poleceń. - Zaśmiała
się. - Niestety, ale musisz już wrócić do tego gbura. - Zwróciła
się do czworonoga. - Ponieważ ja idę dalej. - Pogłaskała jeszcze
zwierzaka po łbie i wyprostowała się. - Do jutra.
-
Cześć. - Burknął w odpowiedzi brązowooki. - Od kiedy Ty się
innych słuchasz, co? - Zwrócił się z wyrzutem w głosie do psa.
Razem
z chichoczącą Cerise opuściłyśmy park i wkrótce potem stałyśmy
już pod drzwiami do domu Melani, które zaraz się otworzyły.
Stanęła w nich szatynka z włosami do ramion z okularami na nosie.
To musiała być mama niebieskookiej.
-
Dzień dobry. - Przywitałam się grzecznie. - Przyszłyśmy na
urodziny Melani.
-
Zapraszam. - Kobieta wpuściła nas do środka. - My zaraz
wychodzimy, także będziecie miały dla siebie cały dom. Tylko
żadnych chłopców.
-
Naturalnie. - Uśmiechnęłam się.
Po
ściągnięciu butów podreptałyśmy na górę do pokoju dziewczyny.
Jak się okazało, byłyśmy ostatnie. Violetta, Iris, Rozalia i
Klementyna już były. Sama solenizantka weszła zaraz za nami z
szerokim uśmiechem na ustach.
- To
co, przebieramy się w piżamy?
- Tak!
- Odpowiedziałyśmy chórkiem.
Niecały
kwadrans później, już w piżamach, wszystkie usiadłyśmy na ziemi
tworząc owalne koło. Na środku stały miski z przekąskami, napoje
i szklanki. Plotkowałyśmy trochę o różnych codziennych sprawach,
aż naturalną koleją rzeczy zeszłyśmy na chłopców.
-
Podoba wam się ktoś z naszego liceum? - Zapytała nas w końcu
Melania.
- Mamy
w szkole kilku przystojniaków, ale jak dotąd najbardziej spodobał
mi się Dajan ze sportowego liceum. - Odpowiedziała moja
przyjaciółka. - Czasami wpada do klubu koszykówki.
- A
tobie Marcelle? - Niebieskie oczy gospodyni przeniosły się na mnie.
- Cóż,
najprzyjemniej rozmawia mi się z Lysandrem. - Odparłam.
-
Interesujące. - Stwierdziła Klementyna patrząc na nas z wrednym
uśmieszkiem.
Hahahaha Demon genialny!
OdpowiedzUsuńWybacz, ze nie komentowalam jedbak bylqm z rodzina na wyjezdzie i nie mialam kiedy zagladac na bloga. Ale juz jestem i czekam na NEXT! :*
Ooch Lysiu to cb kocham! Do cb szlocham! Wciąż o tb śnie nawet gdy jeszcze nie śpię! Taka przerobka z Harry'ego Pottera ;-)
OdpowiedzUsuńRozdział zarąbisty!