Jeszcze tego samego
dnia, na długiej przerwie przed ostatnią lekcją wpadłam na
Nataniela. Wyglądał na przybitego. Cerise tylko krzywo się na
niego spojrzała, potem pokręciła głową i wyszła z budynku
zapewne pogadać z szkolnym buntownikiem. Ja podeszłam do głównego
gospodarza, bo moje zbyt miękkie serce nie pozwoliło zignorować
smutku blondyna.
- Co ukradło twój
uśmiech, Natanielu? - Zapytałam.
- Ach, Marcelle. -
Posłał mi zaskoczone spojrzenie. - Cóż, Amber nie daje mi
spokoju. Kiedy jest w domu, staje się nieznośna. - Westchnął. -
Daje mi ostro popalić.
- Rozumiem. -
Zacisnęłam usta w wąską linię. - Przykro mi, że musisz to
znosić. Niestety, nie wiem, jak mogłabym Ci pomóc.
- Nie przejmuj się
tym. - Uśmiechnął się słabo. - Już się przyzwyczaiłem.
- Jestem z tobą
duchem. Życzę wytrwałości. - Odparłam.
Pożegnałam się z
chłopakiem i dosłownie chwilę później wpadłam na Melanię.
- Wybacz,
zamyśliłam się.
- W porządku.
Właśnie Cię szukałam. - Zawahała się. - Nasze relacje nie są
zbyt przyjacielskie, ale chciałabym to naprawić. Jutro są moje
urodziny. Może przyjdziecie z Cerise? - Wyciągnęła z torby dwa
zaproszenia i mi podała.
- Ja chętnie się
zjawię. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Zapytam też Cerise i
dam Ci odpowiedź jutro, dobrze?
- Pewnie. -
Odwzajemniła uśmiech. - To do zobaczenia.
Schowałam kremowe
koperty do swojej torby i wyszłam ze szkoły na dziedziniec. Z ławki
pomachała mi brunetka. Siedziała w towarzystwie czerwonowłosego i
Lysandra. Ruszyłam w ich kierunku, jednak coś mnie tknęło.
Odwróciłam głowę w stronę bramy i wytrzeszczyłam oczy ze
zdumienia widząc stojącego tam bruneta.
- Victor! -
Zawołałam.
Poczułam na sobie trzy zaskoczone spojrzenia. Błękitne tęczówki zaraz jednak pognały
w stronę, gdzie spoglądałam. W moją stronę szedł właśnie
posiadacz złotych, czy też raczej bursztynowych oczu, niezwykle
pięknych i lśniących.
Cerise stanęła u
mojego boku porzuciwszy towarzystwo Kastiela i białowłosego. Victor
uśmiechał się czarująco. Choć widzieliśmy się przed naszą
przeprowadzką, jakiś miesiąc temu, wydawało mi się, że bardzo
się zmienił. Zawsze był poważny i opanowany, teraz jednak
dołączył do tego ciężar odpowiedzialności, jaką niosło ze
sobą jego pochodzenie.
- Witajcie, moje
drogie panie. - Starał się
ukryć uczucia szarpiące go za serce, obie jednak znałyśmy go zbyt
długo, by mu się udało. - Wpadłem was odwiedzić. Dacie
się gdzieś porwać?
- Co prawda nie popieram wagarów, ale tym razem zrobię wyjątek.
- Rzekłam.
- Marcelle wagaruje! To trzeba zapisać! - Zaśmiała się
brunetka, zaraz jednak poważniejąc. - Chodźmy do parku. Jest
tam fajne miejsce, gdzie nikt nie zagląda.
Pomachała jeszcze chłopakom na pożegnanie i ruszyła w stronę
bramy. Kątem oka dostrzegłam, jak obaj panowie uważnie się nam
przyglądają. Opuściliśmy szkolny teren i już chwilę później
zasiedliśmy na murku ukrytym za zasłoną z liści płaczącej
wierzby. Wbiłam swoje spojrzenie w chłopaka zastanawiając się,
jak ciężko może mu być.
- Już słyszałyśmy o twojej sytuacji. - Zaczęłam
starannie dobierając słowa.
- Wasz ojciec jest na bieżąco, jak widać. - Zaśmiał się
ponuro. - Tak, to prawda. Mój ojciec zaręczył mnie wbrew mojej
woli. To bardzo mnie przybiło. - Westchnął. - Wiem, co nim
kierowało, ale to wciąż boli. - Oparł łokcie na kolanach,
palce splótł przed sobą i oparł o nie czoło. - Na dodatek
niedługo mam przejąć firmę. A tak, żeby mnie dobić,
wciąż nie dostałem żadnej wiadomości od Joycelyn. Nie wiem
nawet, czy żyje. To wszystko po prostu mnie przytłacza.
Objęłam chłopaka ramieniem i przytuliłam się do jego boku.
Błękitnooka zrobiła to samo. Znaliśmy się od małego i byliśmy
ze sobą naprawdę blisko. Gdy cierpiało któreś z nas, ból
odczuwała cała trójka. Wtedy też przypomniała mi się propozycja
ojca.
- Victor. - Odezwałam się po kilku minutach ciszy. - Jest
pewna... Opcja. - Moi towarzysze podnieśli na mnie swój wzrok.
- Ojciec mi to uzmysłowił. Możesz... - Zawahałam się. -
Możesz się tu przeprowadzić, tak jak my.
Osłupieli. Wpatrywali się we mnie, jak w przybysza z kosmosu.
- A co z ojcem Victora? Przecież jest ciężko chory. -
Zapytała niepewnie Cerise.
- To, że jest chory, to jedno. - Odparłam. - Ale nie może
zmuszać Victora do małżeństwa. A firmę może przecież prowadzić
z Francji, w końcu to biznes na skalę światową. W ten sposób nie
tylko uwolnisz się od niechcianego małżeństwa, ale też nie
porzuci swoich obowiązków. A gdy przyjdzie czas znajdzie Joycelyn,
z którą będzie mógł się związać.
Brunet wpatrywał się we mnie przez chwilę, potem jednak uśmiechnął
się smutno.
- Nie mogę zrobić tego ojcu. To go zabije.
- On już i tak umiera, Victor. - Oznajmiłam dobitnie. - Nie
możesz robić tego, czego od Ciebie oczekuje, jeśli ma to
zaprzepaścić twoje szczęście. - Ponownie objęłam go
ramieniem. - Nie każę Ci się z nim kłócić, ani też do
niczego Cię nie zmuszę. Może po prostu do niego pojedź i powiedz,
jak jest. Mimo, że wiem, jaki jest, to wciąż twój ojciec. Jeśli
Ty z nim nie porozmawiasz, nikt tego za Ciebie nie zrobi.
- Tak, to niewątpliwie prawda. - Uśmiechnął się blado. -
To wuj Ci to zaproponował, prawda? Oczywiście, że tak. Zapewne
to również on Ci o tym powiedział.
- Nie zaprzeczę. - Odwzajemniłam uśmiech. - Pomimo tego,
że nie jesteśmy ze sobą blisko, zależy mu na mnie i pragnie
mojego szczęścia. Ciebie też kocha. Wiesz, że zawsze myślał o
tobie jak o własnym synu. To samo tyczy się Cerise.
- Zatem niech tak będzie. - Wciął głęboki oddech. -
Pojadę i porozmawiam z moim ojcem.
Zapadła cisza. Milczeliśmy przez kilka minut łącząc się w
smutku z naszym przyjacielem. W końcu jednak się od siebie
odkleiliśmy. Każde z nas miało łzy w oczach. Poważnie. Dwie
licealistki oraz student siedzą pod płaczącą wierzbą i w zgodzie
z nazwą drzewa płaczą.
- Koniec tego grobowego nastroju! - Rzekła poważnym tonem
brunetka. - Idziemy teraz do nas. Pokażemy Ci, jak mieszkamy.
Poznasz naszych współlokatorów. A potem idziemy na imprezę. I bez
gadania! No, ruszajcie się!
- Tak jest, pani kapitan. - Odpowiedzieliśmy jednocześnie z
Victorem i zaśmialiśmy się.
Błękitnooka wiedziała, jak poprawić nam nastrój niezależnie od
tego, jak bardzo źle by nie było. Ona zawsze była, jest i będzie
niesamowita. Naprawdę ją za to podziwiałam. Zgodnie z tym, co
zarządziła moja przyjaciółka we trójkę ruszyliśmy w stronę
naszego aktualnego miejsca zamieszkania. Na miejscu byliśmy trzy
minuty później.
- Ładnie tu. - Obrzucił dom zaciekawionym spojrzeniem. - Ilu
macie współlokatorów?
- Ośmiu razem z właścicielką.
- Odpowiedziałam.
- Całkiem sporo.
- Nie stójcie tak. - Niecierpliwiła się Cerise. - Wejdźmy
już, no!
Zgodnie z wolą brunetki chwilę później znaleźliśmy się w
środku. Przedstawiłyśmy Victora właścicielce i poznałyśmy go z
pozostałymi domownikami. Najwięcej śmiechu było z panią Gloire,
która porównała naszego przyjaciela ze swoim zmarłym mężem,
który za młodu służył w wojsku. Później posiedzieliśmy chwilę
w naszym pokoju, zjedliśmy obiad ze wszystkimi, poszliśmy do
biblioteki, gdzie zagrałam kilka utworów, a później w przyjaznej
atmosferze wypiliśmy trochę ze studentami z pokoju piątego. Na
koniec wróciliśmy do naszego pokoju i przygotowałyśmy dmuchany
materac dla złotookiego, który pożyczyła nam właścicielka.
Kiedy błękitnooka poszła wziąć prysznic usiadłam obok chłopaka
na materacu.
- Mogę powiedzieć ojcu o twoich planach? Czy wolisz zachować
swój przyjazd w tajemnicy? - Zapytałam. - Niezależnie od
odpowiedzi uszanuję twoją decyzję. - Dodałam szybko.
- Możesz mu powiedzieć. - Odparł. - Mam już
zarezerwowany bilet lotniczy do Anglii o jedenastej. Zjawię się u
ojca na obiad. Może nawet lepiej, żeby wiedział o mojej wizycie.
- Dobrze. - Zamyśliłam się na moment. - Victor.
Pamiętaj, że ja i Cerise Cię wspieramy. Nie ważne, co będzie się
działo. A gdyby twój ojciec się nie ugiął... Nie wiem, do czego
jesteśmy zdolne, ale możesz być pewien, że porwanie Cię wchodzi
w grę. Mam nadzieję, że się to wiesz.
- Wiem. - Uśmiechnął się obejmując mnie przyjacielsko
ramieniem. - Cieszę się, że was mam. - Westchnął. - Dzięki
waszemu wsparciu odzyskałem wiarę w siebie. Dziękuję.
- Zawsze do usług.
Cerise porzuciła towarzystwo Kastiela?! o_O szok! Trauma do końca życia XD
OdpowiedzUsuń