Dwudziesty ósmy
grudnia, lotnisko.
Chodziłam nerwowo
to w jedną, to w drugą stornę, co jakiś czas rzucając nerwowe
spojrzenia w stronę bramek. Kilka kroków ode mnie stał Kastiel
nanszalcko oparty o ścianę, a zaraz obok niego siedział jego
białowłosy przyjaciel. Oboje uważnie mnie obserwowali –
czerwonowłosy z kpiącym uśmieszkiem, zaś Lysander sprawiał
wrażenie, jakby mnie prześwietlał. Mało mnie to jednak
interesowało. Zwłaszcza, że w oddali zamajaczyły mi znajome,
liliowe włosy.
- Marcelle! -
Zawołałam, nim zdążyłam się powstrzymać.
*
Wyciągnęłam
telefon z zamiarem skontaktowania się z Cerise, ale jak się
okazało, był to zbyteczny trud. Schowałam urządzenie do kieszeni
i skierowałam swoje spojrzenie w stronę, skąd dobiegł mnie jej
głos. Zauważyłam ją niecierpliwie drepczącą w miejscu w
towarzystwie szkolnego buntownika i wiecznie gubiącego swój notes
chłopaka. Przeszłam przez bramki i podeszłam do oczekującej mnie
trójki. Brunetka natychmiast pochwyciła mnie w ramiona, by po
chwili odsunąć się na dwa kroki i obrzucić uważnym spojrzeniem.
- Wyglądasz...
Dobrze. - Powiedziała z wahaniem.
Uśmiechnęłam się
lekko.
- I tak też się
czuję. - Skinęłam głową pozostałym na przywitanie. - Cieszę
się, że was widzę. Jak minęły wam święta?
Prowadząc luźną
pogawędkę pojechaliśmy taksówką pod dom, w którym mieszkałyśmy
wraz z błękitnooką. Gdy tylko weszliśmy do salonu, ku zdumieniu
wszystkich naszych współlokatorów, właścicielka wyściskała
mnie z szerokim uśmiechem. Szybko przywitałam się z pozostałymi,
po czym razem z Cerise, Kastielem i Lysandrem weszliśmy na piętro.
Zanim jednak weszłam do pokoju zamarłam z ręką na klamce.
- Mam się bać? -
Zapytałam spoglądając nieufnie na ciemnobrązowe drzwi.
- Ale śmieszne. -
Stwierdziła kwaśno brunetka. - No wchodź. - Ponagliła mnie.
Ledwo przekroczyłam
próg pomieszczenia, gdy wprost w moją twarz wystrzeliło kolorowe
konfetti. Zamrugałam osłupiała. Pokój wypełniały znajome twarze
z liceum. Byłam przygotowana na bajzel nie z tej ziemi, a nie na
przyjęcie niespodziankę z okazji powrotu. Błękitnooka uśmiechnęła
się zmieszana.
- Alexy nalegał. -
Mruknęła.
- Nie trudno mi w
to uwierzyć. - Przyznałam.
- Nie stójcie tak,
wchodźcie! - Zawołał błękitnowłosy wciągając nas do środka.
- Nie wiedziałam,
że jesteś tu nowym gospodarzem. - Rzuciłam stawiając walizkę
obok łóżka i obrzucając pokój uważnym spojrzeniem. - Dobrze, że
ściany pozostały tego samego koloru.
- Cerise Ci mówiła?
- Zaśmiał się Armin zjawiając u mojego boku. - Alex'ego nie da
się już powstrzymać, gdy się na coś napali.
Pół godziny
później, kiedy już z każdym zamieniłam kilka słów, oparłam
się zmęczona o parapet. Cieszyłam się, że wszyscy tu są, ale
najchętniej wykradłabym się z pokoju i zaszyła w bibliotece wśród
książek, za towarzysza mając jedynie pianino.
- Zmęczona?
- Tak. -
Uśmiechnęłam się subtelnie do białowłosego.
- Nie martw się.
Alexy wszystkim uświadomił, że po godzinie się zmywamy, byś
mogła odpocząć. - Stanął obok mnie. - Wygląda na to, że z tobą
wszystko w porządku.
- Tak. Dlaczego?
- Cerise bardzo się
o Ciebie martwiła. Zna Cię najlepiej, więc to zrozumiałe. - Mówił
powoli, starannie dobierając słowa. - Przyznam, że zaraziła mnie
swoim niepokojem.
- Wybacz. -
Westchnęłam. - Cerise zna moją sytuację i doskonale wie, co się
dzieje w moim domu. Zna mnie też dość długo, by być w stanie
mnie rozszyfrować. A że moja obecna sytuacja jest nieco
skomplikowana, to budzi w niej nadopiekuńczość.
- Rozumiem.
Wbiłam w niego
uważne spojrzenie. Sprawiał wrażenie, jakby chciał wiedzieć
więcej.
- Lubisz muzykę
klasyczną?
- Tak.
- Pokażę Ci coś.
Odepchnęłam się
od parapetu i ruszyłam do drzwi. Na szczęście goście byli zbyt
zajęci sobą, zaś moja przyjaciółka właśnie kłóciła się z
szkolnym buntownikiem na temat ulubionego zespołu, by zauważyć
nasze zniknięcie. Zaprowadziłam białowłosego do biblioteki na cel
obierając stary instrument. Bez wahania usiadłam na ławeczce i
podniosłam klapę. Mimowolnie uśmiechnęłam się czując znajome
mrowienie w opuszkach palców.
- Umiesz grać? -
Spytał zainteresowany.
- Od dziecka
fascynowałam się pianinem. - Odparłam. - Usiądź.
Chłopak zajął
miejsce nieopodal, gdzie zwykle siadywała pani Gloire, kiedy udało
jej się namówić mnie na zagranie jakiegoś kawałka. Przyłożyłam
palce do klawiszy i wtedy się zawahałam. Zerknęłam niepewnie na
Lysandra. Ten uśmiechnął się zachęcająco. Dotąd grałam przed
wieloma ludźmi, jednak przed białowłosym czułam pewne
skrępowanie. Grając obnażałam swoją duszę i o ile przed innymi
nie bałam się tego robić, o tyle przed białowłosym czułam się
zawstydzona. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i wydech.
Wtedy po pomieszczeniu rozeszły się pierwsze, słodkie dźwięki,
jakie wydawał z siebie instrument. W tej samej chwili skrępowanie
zniknęło. Pozwoliłam, by moje emocje przejęły kontrolę nad
rękoma, serce nadawało rytm, a nad wszystkim czuwała dusza.
Czułam, że coś we mnie się zmieniło. Kiedy pierwszy raz zagrałam
na tym pianinie byłam bardziej... Przygnębiona. Tym razem zdawało
się, że pogodziłam się z przeszłością i moimi wyborami, które
podjęłam ze słuszności, bez zgody z uczuciami.
*
- Hej, nie ma
Marcelle. - Zauważył Armin.
- Jak to? - Alexy
rozejrzał się po pomieszczeniu. - Może powinniśmy ją znaleźć?
- Nie szukajcie
jej. - Wtrąciłam się.
- Dlaczego? -
Błękitnowłosy zmarszczył brwi.
- Zauważyliście,
że znikął ktoś jeszcze?
- Nie ma Lysandra.
- Odezwał się Kastiel.
- Bingo. - Moje
wargi wykrzywiły się w zadowolonym uśmieszku. - Wyszli razem jakiś
kwadrans temu, gdy dyskutowałeś z Natanielem o szkolnym radiu.
- Powinniśmy ich
znaleźć i po kryjomu zrobić zdjęcie! - Oznajmiła Rozalia
wtrącając się do rozmowy w pogotowiu trzymając aparat. - Gdzie
mogli pójść?
- Zostaw ich
samych. - Rzucił szkolny buntownik.
- Ale...!
- Zdjęcie możesz
zrobić innym razem. - Poparłam czerwonowłosego. - A teraz czas,
żeby tu ogarnąć, więc ruszcie dupy i pomóżcie mi tu posprzątać.
*
Wypuściłam
powoli powietrze z płuc kończąc utwór. Podniosłam wzrok znad
klawiszy niemal od razu natrafiając na dwukolorowe tęczówki.
Lysander wyglądał na oszołomionego, jak dziecko, które pierwszy
raz pojechało do disneylandu i zostało oślepione różnorodnością.
- Wszystko w
porządku? - Spytałam cicho zamykając klapę.
- To było...
Niezwykłe. - Uśmiechnął się czarująco. - Jednak nie znam tej
melodii. Podasz mi tytuł utworu?
- Nie ma jeszcze
nazwy. - Odparłam. - Ja to napisałam. W samolocie, gdy już
opuszczałam Anglię. Nie miałam jednak czasu, żeby zastanowić się
nad stosowną nazwą. - Wstałam zza instrumentu i rozprostowałam
palce. - Cieszę się, że spodobała Ci się moja twórczość.
- Czuję się...
Onieśmielony. - Oznajmił podchodząc do mnie powoli.
- Dlaczego?
- Mam wrażenie, że
zobaczyłem prawdziwą Ciebie. Esencję twojego „ja”. A to
sprawia, że mam ochotę... - Urwał zatrzymując się w pół kroku.
Jego twarz oblał lekki rumieniec. Odchrząknął nerwowo wbijając
wzrok w pełne regały. - Powinniśmy wracać. Pewnie zauważyli już
naszą nieobecność na przyjęciu.
- Masz rację.
Wracajmy. - Przytaknęłam odwracając się w kierunku drzwi.